Gdy go pochwyci rozmarzenie, to
Marzenia jego, jako z łąki wzbity
Mgieł wianek — wiotkie, jedynie połowę
Istoty swojej z tego świata miały...
Bo wczytać się w poezję Rossowskiego, to znaleźć można w każdej tę półziemskość — wszystkiego, co go otacza. Rzec można, iż jego istota idzie żywa w śnie gwiaździstym, i w każdym ziemskim objawie życia duchową najpierw część odczuwa. Ta „Psyche“ biała i nieskalana jest ciągle u progu jego twórczości. Do niej odnoszą się najdrobniejsze piosnki, w przestwór rzucane.
Rossowski z całą poezją i tęsknotą zwraca się ciągle ku niej i w ogrodzie jego duszy, w której same lilje kwitną, ciągle majaczy biała, przeźroczysta wizja „Psyche“, od „białych lilij bielsza“, jak on mówi sam, w jednej ze swoich piosnek.
Czasami owa Psyche zmienia się w ducha‑włóczęgę, ale ciągle i zawsze, czy to jako Myśl, stojąca u progu, czy to Ironja, jak we mgle spowita, czy jako piosenka szepcząca i tajemnicza,
„one jak anioł suwają się biały,
ziemi zaledwie dotykając nieco,
A żadne od nich czystsze być nie mogą“.
Czystsze być nie mogą i często... smutniejsze być nie mogą. Dość wspomnieć o tej piosnce: „Z jesieni“, o tych oknach dużych, przez które widnieje czarność jedynie. „I szum posępną falą ku nam płynie... Ach po tym ranku z brzaskami cudnymi — takiż dnia kres?!...“
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Gdy taki poeta zapragnie pisać dla sceny — mimowoli cofnie się myślą w przeszłość. Bo to, co nas otacza, ma za jaskrawe, za brutalne, za świeże barwy. Spłowiały półton w zmierzchu ukrytych chwil, ciągnie twórczą, poetycką duszę.