I w małej chatce może być szczęście — tak mówią.
I w małej chatce może być poezja...
Sala „Sokoła“: u jej czoła mała scena, kurtyna w niczem nie przypomina arcydzieła Siemiradzkiego. Ani jednego wolnego miejsca, trudno się przedostać — tłum. Z dormeuse’ów nie padają blaski, tylko z pięknych oczu — tu bilety takie tanie...
Wszystko to robi ogromnie miłe wrażenie. I przychodzi na myśl, że to nie sala, nie scena, że to czarodziejska chatka, w której szczęście, w której poezja się kryje.
To „Teatr miłośników sceny“.
...Kurtyna się rozchyla — ta, co wyszła przed kinkiety, jest ulubienicą wszystkich, to twórca: „Tamtego”, „Sybiru“, „Z Dąbrowy“. „Miłośnicy sceny“ uprosili panią Zapolska, aby rozpoczęcie „Romantycznych“ Rostanda poprzedziła wstępem określającym wartość tego dzieła.
Na sali, jak makiem zasiał: słowa lecą w ciszę. Podajemy je w skróceniu:
„Mówić przed „Romantycznymi“ o romantycznych, to jest prawie zuchwalstwo, to jest to samo, co starać się przed śpiewem słowika mówić o tym słowiku. Ja — na usługi swoje mam tylko — prozę, a mówić mam o poezji, i to o tak czystej, dźwięcznej, srebrzystej poezji, na jaką rozśpiewana i rozkochana mowa ludzka zdobyć się jest zdolna.