Bo tych „Romantycznych“ pisał człowiek bardzo kochający, tworzył ich Rostand w chwilach, gdy kochał swą żonę całem sercem i całą potęgą młodego, świeżego uczucia.
Sztuka, którą za chwilę ujrzycie, napisana była wśród dwóch pocałunków, w miodowych miesiącach małżeństwa autora, sama wiec jest cała przepojona czarem miłości, słodyczy i poezji. Żona Rostanda jest także autorką i podobno „Romantycznych“ pisali we dwoje. Mogli jednak nie pisać we dwoje, wystarczały tylko jej promienne oczy, w których zakochany poeta czerpał natchnienie, wystarczyły usta koralowe młodziutkiej żony, szepczące cichutko miłosne słowa, które potem Rostand w rymy splatał i na papier rzucał. Niepodobna sobie inaczej przedstawić twórcy „Romantycznych“, jak zakochanego, rozmarzonego, przy boku ślicznej, smukłej kobiety, w otoczeniu róż kwitnących, ponad któremi fruwają motyle. Siedząc ręka w rękę podczas księżycowych nocy, musiało tych dwoje snuć ową sztukę, snuć, jak srebrną przędzę, przetykaną szklanym dźwiękiem zamienionego pocałunku.
Z idylli młodego małżeństwa powstała ta idylla sceniczna i widocznie pozostało w niej coś z tego czaru, który ma w sobie miłość prawdziwa, bo — „Romantyczni“ wszędzie, gdzie się ukażą, czarują publiczność, porywają i każą się kochać i pamiętać o sobie.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Nie będę tu opowiadała treści „Romantycznych“. To nie jest moją rolą. Chcę tylko nadmienić, że „Romantycznych“ nie należy słuchać tak z uprzedzeniem, jakoby ich twórca był sam romantykiem. Rostand nie nazwał swej komedji „Romantycznymi“, on ją nazwał „Romanesques“ — co znaczy po francusku — romansowi, chętnie poszukający nadzwyczajnych przygód. Mienić Rostanda romantykiem — to nie znać zupełnie ducha jego poezji. On jest raczej harmonistą — to jest takim poetą, który dba o cudowną formę wiersza, o harmonię, o efekt muzyczny w doborze słów.