Nie przyszłam tu poto, aby mieć wykład z literatury francuskiej i tłumaczyć, z jakich to poetów Rostand swój ród wiedzie. W każdym razie z poetów gwiaździstych, to jest tych, co jakby rój gwiazd na nasze szare życie cały rój swych czarujących wierszy sypią. Gwiazdy te pozostają nam w duszach na długo — i wszyscy — skoro z tej sali po skończeniu przedstawienia wyjdziemy, będziemy mieli jakiś promien w duszy. Coś świecić będzie przed nami. Co? prawdziwa poezja, z miłości dwojga serc czystych poczęta.
Zobaczymy bowiem za chwilę, skoro się ta zasłona podniesie — bardzo młodą i śliczną parę. Oboje nam będą mówili o swojej miłości i powoli, powoli wszyscy się w nich zakochamy, tak, jak kochamy się w kwiatach, które swą czarującą wonią rozmarzają nas w wieczornej porze, tak, jak kochamy się w piosence, którą gdzieś woddali gra niewidzialna dla nas harfa. Każde słowo, które powie drobna, jasnowłosa dziewczynka, do zjawiska podobna — będzie ot — kwiat świeżo rozkwitły i rzucony w przestrzeń sali; każdy wiersz, który padnie z ust młodego chłopca, to motyl, który leci w ślad za kwiatem, cały złoty od promieni słońca.
Śladami tych dwojga dzieci przyjdzie jeszcze dwóch staruszków, których znów głosy będą, jak te zegary z kurantem, które odzywają się już tylko jak dalekie, senne dźwięki. Ci staruszkowie będą was śmieszyli i bawili — ale i oni lubić i kochać się każą, takie to już miłe będzie wszystko i serdeczne w tej sztuce.
A! prawda!... będzie jeszcze zbój — ale to zbój strojny, elegancki i nieszkodliwy. Nawet będzie piękny, ten junak w kapeluszu z piórami i w tym klombie kwiatów, którym są „Romantyczni“, on będzie płomiennym, purpurowym, wspaniałym i wyniosłym makiem“.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Cicho, jak makiem zasiał... Wszyscy słuchają. Nagle