Gliński wybornie zrozumiał sytuację. Powiedział sobie „audaces fortuna invat“ — i był andax — a fortuna sprzyjała mu tym razem najzupełniej od początku do końca. Legendową postać „Panie kochanku“ wziął Gliński z domowej strony i dał nam Radziwiłła... w szlafroku i szlafmycy. Książęcej buty tam niewiele, intryganckiego odcienia mało — nawet jego Radziwiłł nie jest owym z „głupia frantem“, za jakiego przywykliśmy uważać Radziwiłła. Książę jest poprostu szerokim szlachcicem, rozbrykanym, jak porządnie wykarmiony koń. Dookoła niego bryka także całe stado dworzan i w nich niema nic szczególnego — ale jest ów „Jaksunio“ czarno odziany, który zbijał sobie mająteczek na książęcych plecach dyscyplinką. Tu Gliński trochę swój temperament pohamował i dał nam postać komedjową, dobrego „Tartuffa“, zrobionego sumiennie i dokładnie. Snać autor koło tej postaci się zakrzątnął, aby w niej okazać swe zdolności z poważniejszej strony i choć ta subtelność w niczem absolutnie werwy nie tamuje i sztuce nie jest w humorze zawadą — jest ona bezwarunkowo i robi wrażenie koronki, która spada na pysznie skrojony, z guzami sadzonymi turkusami, kontusz, z rubinowego, bijącego w oczy gorącą barwą aksamitu.
Również wypieszczoną i ślicznie przeprowadzoną jest postać Baśki. W tej dziewczynie jest nie wiosenny czar, ale raczej żar słonecznego południa. Gdy przebiegnie przez scenę, chichocząc się, nie szarpie nerwami, nie rozmarza — ale pozostawia po sobie wrażenie zdrowia, młodości i świeżej, świeżo rozkwitłej w ogródku wiejskim — malwy.
Tylko taka dziewoja „jak rzepa“ mogła z równowagi wyprowadzić Radziwiłła i wieść swój ród od pijanicy ojca, który całymi gąsiorkami wino trąbi. Jeździ ta panna na koniu, jak Mazepa, skacze przez ostrokoły, lokuje się na noc obok sypialni książęcej z zupełną ufnością w swoje silne pięści, lata po zamku w bieliźnie, rzuca się na szyję i termosi co chwila innego mężczyznę. A mimo to — nie traci
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/190
Ta strona została przepisana.