upór w początkującym autorze, który stawia przed sobą cel, z całą świadomością, zdąża do niego konsekwentnie, nie dbając, czy to mu da poklask „szerokich“ mas.
„Sztuka dla sztuki“ jest obcą pannie Wójcickiej. Dzielnie, energicznie staje ta młoda dziewczyna przed widzem i mówi: „Słuchaj, bo tego w książce czytać nie zechcesz“ — i oto widz musi dowiedzieć się o tragedii, może swych własnych dzieci i choć się zżyma, choć mówi „e!...“ musi myśleć, musi się zastanowić, a to już wiele, bardzo wiele.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
A teraz co do roboty samej sztuki.
Rozmawiając kiedyś z autorką, posłyszałam od niej następujące słowa:
— Czuję zawsze, jakbym napisała trzy sztuki. Jedną, którą miałam w myśli, drugą, która jest na papierze, a trzecią, którą na scenie widzę!
I oto przyczyna, dla której „Psyche“ jest trochę nużąca. Panna Wójcicka nie widzi swej sztuki, gdy ją pisze. Nie umie postawić przed sobą poprostu w myśli sceny i równocześnie pisząc, kazać grać swym postaciom. Może to jednak przyjść, bo talent jest duży, poparty inteligencją i wrażliwością niezwykłą duchową. Jest w tym talencie ta śliczna scena kobiecej tkliwości, która przy nabraniu techniki dopomoże pannie Wójcickiej do stworzenia dzieł, przepojonych urokiem poezji życiowej. Nastrój w „Psyche“ nie jest owe „he — he“ — albo absyntowe propauzy — ale ten nastrój jest życiowy, jest płynący z dusz postaci, z ducha samej sztuki. Gdyby tylko panna Wójcicka mniej kazała mówić o tej właśnie „Psyche“ osobom działającym, a więcej ich czynami, faktami przeprowadzała myśl swoją — sztuka jej robiłaby daleko lepsze wrażenie. Widz sam powie sobie to, co mówi Rena — bo każde odezwanie się Tadzika, Heleny, Anieli, Lutki — każdy ich gest niemal, to wymowniejsze stokroć, niż tyrady Reny. Trzeba pozwolić działaniu scenicznemu bronić tezy — i rezonerstwo usunąć. Oto jeden