dużą siłę tragiczną. Pannie Jankowskiej dostała się rola Lutki i panna Jankowska była Lutką wyborną, grymaśną i dziwaczną bardzo szczerze, bardzo sympatycznie, tak samo, jak pan Nowacki, unikając szablonu, grając starannie, wyzyskując każdą chwilę na korzyść i pomimo laisser aller zawsze w ruchach poprawną.
Heleną była pani Bednarzewska. Opracowała postać i dała jej dużo swego wrodzonego wdzięku. Pan Feldman, w epizodzie, był jak zawsze doskonałym, pan Stanisławski, z temperamentem wlewał życie w trochę bezbarwną, postać Władysława. „Trzy dziewice“ były reprezentowane przez panie: Nałęcz, Ogińską i Mrozowską. Z tych tylko pani Ogińska potrafiła zachować wdzięk i ruchy salonowe, panna Nałęcz łamała się w kontorsjach. Wogóle dziwić się należy, jak młode artystki obecnie usiłują zatracić grację i powab kobiecy. A przecież, czy nie w tem leży główny czar i urok niewieści?
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Całość wykonania nosiła wielkie piętno inteligencji i przejęcia się myślą autorki. Nastrój był — ale nie sztuczny, tylko naturalny, prawdziwy, konsekwentny. Wogóle wieczór wczorajszy sprawiał wrażenie podniosłe, owiane pewną melancholją. I gdy serdecznie wywoływana, pojawiła się wśród artystów smukła postać młodej autorki, to zdawała się być sama niejako tą duszą — tą Psyche, która wczorajsze przedstawienie ożywiła swą siłą i energją młodego, a tak bardzo w myśl i szlachetną powagę bogatego talentu.