nie tylko akcji, ale nawet cienia tego, co się akcją nazywa. — Poezji w „Odrodzeniu“ jest dużo, ale jest ona trochę ckliwa i rozmazana. Niemniej sztuka ze względu na akt drugi podoba się i dzięki temu aktowi, kostjumom i tendencji, jaka się obecnie objawia ku poetycznym dziełom na scenie, ma powodzenie.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Tylko poetyczne dzieła wymagają koniecznie jednej zalety — one muszą być natchnione, one muszą płynąć z duszy — i wpadać w duszę ludzką. Potrzeba w nich czuć, że poeta tworząc je, był ponad ziemią i to tak silnie, że owo oderwanie się pozostało w dziele i potem już samo dzieło pociąga za sobą widza, odrywa od ziemi, unosi... Takie dzieło tworzyć trzeba gorączkowo, w podnieceniu. Pisane chłodno i na zimno — nie porwie.
Widz powie „to ładne“ — i to wszystko. A poezja nie powinna być tylko „ładna“, ale zwłaszcza, gdy chce malować stan ducha ludzkiego w pewnej przełomowej chwili, musi być silna, wielka, potężna. Poezja Schöntana, pisana przy kawie i w szlafroku, nie porwie, nie zaniepokoi, ani rozmarzy, ona ukołysze... ot...
— Schlaf, mein Kindchen schlaf!
Role w tej sztuce są tak zwane popisowe. Przedewszystkiem Vittorino, młodziutkie chłopię, niewinne i troszkę głupie. Ma jednak ta dusza dziecięca porywy, pragnie zostać artystą. Tylko gdy Vittorino mówi o swych artystycznych aspiracjach, wierzyć się w nie nie chce i zamiast pędzla, dałoby mu się w rękę nową piłkę. Vittorina grała pani Solska. Jak zawsze, artystka ta dowiodła swego niepospolitego talentu i inteligencji. Ponadto dała Vittorinowi swój wrodzony wdzięk i poczucie malarskie piękna.
Pozy jej są śliczne, gesta z początku trochę skrępowane, rozszerzają się, zaokrąglają, tak samo, jak całe pojęcie roli. Trochę niepewna i nieśmiała w akcie pierwszym, rozegrała się w aktach następnych i cały akt drugi, któremu