poto, aby marnować ich umysł i siły. Wczoraj chwycili za role i zdawało się, że urosły im skrzydła Czar, siła, poezja — biły od nich, jak łuna.
Wernyhorą, zjawiskiem, pełnem siły i potęgi, był Chmieliński, gospodarzem Solski. Dykcja jego czysta i jasna z niezmierną plastyką uwidoczniała piękności dzieła. Przytem Solski miał wczoraj dużo dramatycznej istotnej siły. Panu Wysockiemu należą się słowa podzięki za jego Stańczyka. Ile tam bólu, ile nie gryzącej, ale łkającej ironji mieściło się w jego głosie! — Wysocki nie był gryzącym demonem — on raczej wypłakał swą rolę i tu okazał się mistrzem.
Hetmanem Branickim o tragicznym podkładzie potęgą rozwiniętym — był Woleński. Epizod to — ale Woleński zabłysnął w nim prawdziwie. Pan Stanisławski rolę widma pojął i oddał z wielką poezją. Upiorem realistycznie a silnie pojętym był p. Węgrzyn. Chochoła, jęczącego swe straszne ironje, oddał bardzo inteligentnie pan Bednarczyk. Na drużbów wybrano p. p. Kliszewskiego i Romana. W obu jest humor i zacięcie — ponadto Roman miał większą i ważniejsza misję, bo grał Jaśka, „który gubi róg”. Grał go, jak zawsze szczerze — a w akcie ostatnim miał z pod serca wyrwane akcenta rozpaczy. P. Tarasiewicz w roli poety prześlicznie mówił — a rolę całą przeprowadził z wielką maestrją. To samo powiedzieć trzeba o Hierowskim i Fiszerze. Pan Feldman z nadzwyczajną dyskrecją grał swoją rolę, p. Antoniewski, prześlicznie ucharakteryzowany, dał dowód, że i on ma talent i może stworzyć rolę. Na kilka gorących słów zasługuje pan Jaworski, który był Czepcem nadzwyczaj wiernym i prawdziwym. Nie było w nim śladu przesady, było to dostojeństwo i powaga chłopka o której mówi Wyspiański. P. Nowacki miał trudną rolę pana młodego. Wziął ją z temperamentem i nerwowo i dobrze zrobił. Co do ról kobiecych — to przyznać należy, iż Wyspiański obszedł się z kobietami trochę po macoszemu. Są one bierne i „nic nie rozumieją“. Ani chłopki to, ani panie z miasta.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/239
Ta strona została przepisana.