Ciężko jest wysłuchać taką sztukę w lipcowy wieczór do końca, ale ciężej jest jeszcze o niej pisać. Akt pierwszy i czwarty bowiem wloką się tak, że zdaje się, iż nie będzie im końca. Na szczęście jest akt drugi i po części trzeci. To ratuje sytuację i pozwala pogodzić się z myślą, że w taki cudowny, letni wieczór, gdy całe niebo aż iskrzy się od brylantów gwiazd, obowiązek każe siedzieć na miejscu blisko trzy i pół godziny w świecie szminki i tektury. Utarło się pewne powiedzenie: „to sztuka niemiecka“ i wszystkie niedokładności w robocie, ciężkość pewną, iście omnibusową określają widzowie i krytyka temi słowy. To sztuka niemiecka! Ale z tą sztuką Karlweissa tak nie jest. Ona aktem drugim i trzecim wydobywa się na plan sztuk, robionych z wielkiem zacięciem, pozbywa się ciężkości niemieckiej i jest raczej sztuką internacjonalną. Mając za temat świat oszustów i wykpigroszów miljonowych, przedstawia autor tych panów przy ich robocie, w ich kuchniach i tu jest wspaniała strona tej sztuki. Ta banda gra, gra ciągle, gra do ostatniej chwili przed sobą. Oni nie demaskują się nigdy, jakkolwiek są „w rodzinie“. Oni są nieposzlakowani napozór, a mimo to widz widzi i wie, z kim ma do czynienia. Ta szajka nie rzuca nigdy w twarz sobie grubych słów, nie szarpie się i nie rwie pomiędzy sobą — załatwiają to grzecznie, napozór correct, z nadzwyczajną gładkością.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/247
Ta strona została przepisana.
„Bogaty wujaszek“, — Karlweissa.