Nie tak postępują humoryści francuscy. Z wyjątkiem patentowanych i zawodowych paszkwilarzy, dowcip ich i werwa szanuje osobistości, a zwraca się ku wadom lub śmiesznościom ogółu. I zamiast napisać paszkwil na kobietę, lub z błotem zrównać pracę jakiegoś niepospolitego człowieka, albo pornografią, posuniętą do ostatnich granic, zarabiać na wątpliwą sławę — Renard pisze swego „Poit à carotte“, Tristan Bernard rzuca na scenę niezrównaną w dowcipie bluetkę „Les pieds nickelès“, a Courteline tworzy swego nieśmiertelnego „Boubouroche’a“.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Kto jest ten Boubouroche?
To jest druga odmiana mężczyzny. Pierwszy gatunek, to mężczyzna brutal, egoista — bezwzględny pan stworzenia, zdradzający, pełen kłamstw i wykrętów. Druga odmiana, mężczyzna zdradzany, wierzący, kochający bez granic i nie pragnący niczego więcej jak ciągle jednego gniazda, do którego przywykł.
Czasem dziwacznym zbiegiem okoliczności dwa te gatunki łączą się w jednym typie i wtedy powstaje pełny mężczyzna, całość zagadkowa i wymykająca się z pod wszelkiej analizy Boubouroche jest jednak typem tego drugiego gatunku, tego dobrego, poczciwego i dlatego sztuka Courteline’a mimo swej wielkiej gryzącej satyry przejmuje widza nadzwyczajną sympatją dla tego poczciwego bałwana, rozmazanego, rozszlochanego u kolan oszukującej go kobiety.
I widz czuje ulgę, a nawet wdzięczność dla Adeli zato, że zdołała uspokoić tego biedaka i że pozwoliła mu pozostać nadal w swej głębokiej wierze i w szczęściu łagodnego zwierzęcia.
Boubouroche robi wrażenie dziecka, prowadzonego za rękę przez środek ulicy. Zostawione samo zginie pod kołami powozów. Koniecznie trzeba, ażeby je ktoś przez świat przeprowadził. Wyciągnęła się doń ręka kobiety miłej, rozumnej i nadzwyczaj przez niego poważanej. Uczepił się tej