jest tak doskonała, że często zdumiewa. Lekko, zręcznie a solidnie. Po angielsku — tak, jak wszystkie ich wyroby. Ci nie oszukują ani w przemyśle, ani w dziełach sztuki. Dlatego na ową „Letę“, iść można, iść trzeba, ażeby zobaczyć, co z farsy logiczny i solidny talent zrobić jest w stanie.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
I te same słowa powtórzyć należy do artystów naszych, grających w „Lecie“, a w szczególności do pana Romana. Grał popisową rolę i — popisał się. Grał ją także solidnie i utrzymał się do końca w humorze i równo, co dowodzi dużego postępu w jego talencie, gdyż do tej chwili, często w dłuższej i odpowiedzialniejszej roli Roman słabł, jakby tylko trzymając się nerwowym wysiłkiem. Wczoraj — miał dość siły, aby przeprowadzić swoją kreację do końca w równej mierze i działając ciągle na widza niezrównaną naturalnością swego talentu. Może trochę więcej respectability angielskiej zdałoby się w ruchach i ogólnym tonie, ale wobec wielkiej siły humoru, sprzeczać się o to nie będziemy.
Roman gra przystępnie — nie koronkowo, ale i nie jaskrawo. Jest to juste milieu komizmu. Zawiązuje się odrazu pomiędzy nim a widzem sympatja i porozumienie pomimo, że Roman się nie narzuca publiczności i z nią nie kokietuje. Przytem Roman jest spokojny na scenie, spokojny zupełnie, a mimo to nie robi wrażenia ciągnącego ku sobie cały sukces zarozumialca. Pozwala grać innym artystom i sam na tem zyskuje. To jest logiczne pojmowanie zadania artysty.
Rolę jego żony — grała pani Gostyńska. Wczorajsza kreacja była dla Gostyńskiej bardzo zaszczytna. Łatwo mogła popaść w karykaturę. Gostyńska ustrzegła się pokusy i była doskonałą.
Równie doskonałym był Tarasiewicz. Właśnie on ma ten humor angielski, to pince sans vive — tę umiejętność rzucania dowcipów na zimno, która podbija zwykle audytorjum.