poprostu z całą uwagą, z całem skupieniem, jak czyta się książkę. W tym spokoju, w tych błyskach oczu, w tych intonacjach — są całe światy.
I tak: weźmy scenę, gdy Stella mówi Józwowiczowi o swoich zaręczynach, lub początek aktu IV, gdy Drahomir oznajmia o swoim wyjeździe, to w słowach Żelazowskiego: „pan wyjeżdża?“ — odczuwa się odrazu ruinę jego całej istoty. A ów wzrok, utkwiony w drzwi, któremi wychodzi Pretwic na pojedynek! Ta potęga nienawiści, to coś nadludzkiego, wysłanego w ślad i przywołującego na pomoc śmierć! Setki podobnych punktów możnaby naliczyć we wczorajszej kreacji — pominąwszy już duchową stronę roli, zrozumianej i odczutej tak, jak należy — tak, jak rozum dyktuje
Witany gorąco, oklaskiwany rozumnie — Żelazowski rzucił za kulisami do mnie jeszcze jedno nazwisko, któremu wiele zawdzięcza nazwisko Podwyszyńskiego.
Tak, Podwyszyński miał ten sam chłód pozorny, tę siłę nad techniką i to, co Francuzi nazywają autorité, to jest przewagę nad publicznością. A potem tak samo, jak Żelazowski, miał ten realizm i wielki takt i miarę w grze, jaką wprowadził Antoine we Francji i która była rewelacją dla świata aktorskiego. U nas ta rewelacja dzięki Koźmianowi istniała od dwudziestu lat i wyrobiła smak i pojęcie o artyzmie w artystach i publiczności.
Wczoraj mieliśmy sposobność widzieć, co może przynieść widzom rozum, takt artystyczny, olbrzymia siła i praca sceniczna. Żelazowski wnosi ze sobą na scenę to wszystko i dlatego jest wielkim, silnym, potężnym artystą — dlatego imponuje, zaciekawia i mówi do naszej głębi duchowej — głębią swego ducha.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Rozpisałam się o naszym gościu — więc miejscowi artyści wybaczą mi, że dla nich nie zostało miejsca. Grali wszyscy correct i w tonie. Na wyróżnienie zasługuje pan