Francuzi nazywają succés personel. Ubarwił rolę mnóstwem szczegółów, ruchów, obmyślanych bardzo udatnie i podpatrzonych żywcem z jakiegoś Don Juana z Olesiowa.
Zewnętrzna charakteryzacja była znakomita, a ów anglez jest całym poematem. Nie jest to efekt trywjalny zbyt krótkiego i źle skrojonego odzienia, ale daje on w jednej chwili wyobrażenie o sposobie, w jakie się kształtuje życie „Dzierżawcy z Olesiowa“.
Przykucie do miejsca, do zapadłego wiejskiego kąta, pewna doza pretensji, coś nakształt kokieterji.
Publiczność z żywem zajęciem śledziła ten popis, tę zabawkę artysty. My jednak pragnęlibyśmy posłyszeć ten głos piękny, modulujący jakieś bardzo wzniosłe i poetyczne słowa i chcielibyśmy grę tę rozumną i umiejętną podziwiać w jakiejś głębokiej kreacji. Gdyby Żelazowski pozostał u nas na stałe, nie sprzeczalibyśmy się o jednego takiego „Dzierżawcę“. Wielkim artystom wolno czasem miewać swoje kaprysy. Ale skoro ma być tych występów liczba ograniczona, dlaczego p. Żelazowski nie zagra coś ze swego „wielkiego“ repertuaru? Gdyby choć cień Szekspira przesunął się wreszcie przez scenę lwowską!
Gdyby choć z okazji bytności gościa wreszcie pojawiła się jakaś wielka, wstrząsająca tragedja. Pan Żelazowski miałby wielką zasługę dla Lwowa, wprowadzając napowrót starego Willa, który tak sromotnie został z repertuaru naszego usunięty.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Inni artyści grali jasno, nie rozdrabniając się w szczegóły, ot, poprostu.
Pan Chmieliński zasługuje na wielkie uznanie za naturalne i swobodne odtworzenie swej postaci. Entuzjazm wzbudził Feldman, który wczoraj epizodyczną rolą żyda dowiódł, że dla wielkiego talentu niema małej roli i że można z kilku słów stworzyć małe arcydzieło. Pan Kwiatkiewicz