Tak — zapewne, gdyby nie było „Rozwiedźmy się[1]“ i gdyby ów pomysł dobrowolnego rozstania się małżonków nie był już wyzyskany przed kilkunastu laty — sobotnia premjera miałaby pewne szanse powodzenia.
Cóż jednak na to począć, skoro „Rozwiedźmy się“ istnieje, jest umiane na pamięć przez wszystkich niemal widzów i starszych i młodszych. Autor „Życia we dwoje“ postąpił tak bez ceremonji z autorem „Rozwiedźmy się“, że nie tylko zaczerpnął od niego pomysł, ale pobrał całe sytuacje, ba... nawet frazesy. Przytoczyć można naprzykład tyrady Cyprjanny do Prunelesa’a w akcie pierwszym w „Rozwiedźmy się“ o wyhulaniu się męża i odpoczywaniu w małżeństwie. Temi samemi słowy mówi Łucja do Kamila w akcie pierwszym, a słowo „inwalid“ pada i tu i tam jak największa obelga. Dalej w akcie drugim scena z kodeksem, później sceny zazdrości, słowa: „nigdy cię tak nie kochałam, jak teraz“ itd. Poco więc „Życie we dwoje“ — gdy jest „Rozwiedźmy się?“
I czy nie lepiej zrobiłaby dyrekcja teatru, wznawiając „Rozwiedźmy się“, zamiast męczyć publiczność i artystów tą bezwartościową kopją, która tylko drażni ciągłem przedrzeźnianiem oryginału.
Jeśli szło o popis dla państwa Solskich — oboje byliby równie dobrze grali Cyprjannę i Prunelles’a, jak Łucję
- ↑ Mowa o sztuce Victoriena Sardou, której prapremiera odbyła się w 1881 roku.