naszą myśl zająć mogło. I przez cały czas prześladuje nas jeszcze jedna myśl, że „komu dużo dano, od tego dużo wymagać można“, a Bahr rzeczywiście jest tym, któremu dużo „dano“. Tak błyszczący umysł, tak, zdaje się, jasny, pewny i mimo swej impulsywności, mający dużo głębi, powinien umieć coś dać ze siebie, choćby coś z tych wchłoniętych przez siebie prądów — tymczasem to, co się widzi, jest wielkiem zerem, czczem, bladem, fatalnem. Ostrzej i surowiej sądzi się Bahra, niż innego autora i większą ma się do niego urazę.
Twórca „austrjackiej sztuki“, a właściwie odkrywca „duszy wiedeńskiej“, nie potrafi zaprodukować tej duszy na scenie. Prawda, że „Wiedenki“ są najsłabszą sztuką Bahra, ale publiczność lwowska o tem nie wie. Zresztą — od Bahra wymaga się, aby jego najsłabsza sztuka była jeszcze... dobra.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Na pierwszy plan wybił się pan Solski w roli Maksa Bilitzera, mimo, że była to rola bezwarunkowo drugorzędna. I znów doskonały ten artysta dał nam nową sylwetę, bardzo żyjącą i pełną szczerze przyjemnego komizmu.
Występująca w roli Marji świeżo zaangażowana pani Gabrjela Morska, przedstawia się jako typ artystki inteligentnej, trochę zimnej, ale panującej nad techniką sceniczną z taką maestrją, że pod tym względem nie ma równej sobie na scenach polskich. Pani Morska jest świadoma wybornie swych środków i oblicza je i zastosowuje do nich swą grę. Nigdy nie popełni niczego takiego, w czemby ją zawiodły jej siły. Stąd nadzwyczajna równość w jej grze, niezwykła sumienność, czystość i dokładność w robocie, która w komedji działa niezmiernie przyjemnie na widza, a w dramacie zastępuje nerwowe porywy innych artystów. Pani Morska zawsze grą swoją zainteresuje, przykuje uwagę widza. Przykuje, ale nie poraża, rozrzewni, ale nie zdenerwuje. Jest to solidna natura artystyczna, która każdą rolę jej powierzoną,