drganie rąk, nagły skurcz twarzy — zmianę rysów — błyski oczów, aby odczuć i zrozumieć, kim jest Podosocki.
Nie mogę się wdawać w rozbiór tej gry niezwykłej. Żelazowski nie zrobił Podosockiego owym typem karjerowicza, który, jak się już utarło ogólne zdanie, „jest wynikiem owych niezdrowych prądów, nurtujących zgangrenowane i pragnące użycia dzisiejsze społeczeństwo“.
Kain zabijający Abla — dlatego, ze Abel był piękniejszy i szczęśliwszy, nie miał chyba w sobie owych „prądów nurtujących gangreną“ i t. d. Zabijał, bo zazdrościł.
I Podosocki zabija moralnie, bo zazdrości innym. I tę jego zazdrość Żelazowski więcej zamarkował, niż chęć i pychę dojścia. Chwilami to był smakosz deprawacji, który się rozkoszował daną chwilą, który się nią nasycał, jak wykwintniś, a nie taki, który z tej gangreny korzyść chce wyciągnąć. I tu właśnie był ów demoniczny rys, który tragiczną grozę wnosił do interpretacji, bez śladu wysiłku ze strony artysty.
Akt ostatni był mistrzowsko pojęty i przeprowadzony. Trochę ryzykowna scena z podpisywaniem papieru, najsłabsza w sztuce, była uratowana dzięki Żelazowskiemu.
Zaraz po Żelazowskim postawić muszę pana Fiszera, grającego tak wspaniale, jak sobotniego wieczoru. Rola przypadła widocznie do gustu artysty. I Fiszer zabrał się do roboty. Nie pożałował swej inteligencji, talentu, dowcipu. Taka naprzykład scena pijaństwa w akcie drugim, śliska i niebezpieczna, bo kusząca do tanich efektów, w grze Fiszera przeszła znośnie, a pod względem roboty była opracowana nadzwyczaj kunsztownie. Tysiące drobiazgów, rozrzuconych hojnie, a z całą skromnością prawdziwego artysty, cechowało tę kreację. „To było wielkie! wielkie! wielkie!“ — możemy powtórzyć z nim razem. — „Wielkie“ było także przeprowadzenie roli przez Chmielińskiego. Ta tragiczna postać prezydenta, na którym dopuszczają się szantażu, pozostawiła w umysłach widzów olbrzymie wrażenie. Autor i artysta wspierali się tu wzajemnie.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/298
Ta strona została przepisana.