(Akt I, scena III).
Szczęśliwa się czuję, iż danem mi jest jeszcze pisać choć kilka słów o „Rozbitkach“, tej wielkiej tragedii, którą Bliziński pozostawił po sobie, jak straszny, okropny wyrzut, rzucony pewnej warstwie, a raczej kaście naszego narodu. Znam jedną jeszcze powieść w naszej literaturze, w której z taką bezlitosną ironią ta sama kasta jest traktowana, a tą jest „Wysadzony z siodła“ Sygietyńskiego. Lecz — jeśli dla bohatera Sygietyńskiego ma się jeszcze jakiś cień sympatii, bo przyczyną owego wysadzenia z siodła szlacheckiego życia i użycia były katastrofy narodowe — to dla takich Czarnoskalskich nie ma się już nic w sercu, ani sympatji, ani pobłażliwości, ani nawet chęci ścierpienia dłużej tego wrzodu na zdrowem ciele naszego społeczeństwa. Ktoś obok mnie powiedział: „sztuka się przestarzała“. Skąd? Jak? Czarnoskalscy są ciągle i zawsze pomiędzy nami. I będą jeszcze długo, bo to uparte, bo to ma żywot długi. Niczem nie dobijesz, ani komornikiem, ani ich własną głupotą... I to jest nasz własny produkt, czysto polski.
I inne narody posiadają coś podobnego w swem łonie. We Francji Curel napisał przepyszną sztukę p. t. Fosilles (Wykopaliska). I tam są tacy szlachcice wiejscy, tylko ci nie