w całej galerji. Jest to połączenie najniższych instynktów proletariatu, skorumpowanego zetknięciem się ze zgnilizną „wyższej sfery“. Wszystko, co mówi Łechcińska, jest potworne. Scena ma swoje wymagania. Co przeczytamy gładko w książce, trudno nam przełknąć ze sceny. Rozumie to doskonale tak wytrawna artystka, jak Gostyńska. I dlatego jej Łechcińska budzi raczej grozę i przeraża — z taką miarą umie Gostyńska przeprowadzić przez scenę tę fatalną postać.
Drugą edycją Łechcińskiej jest owa Zuzia, dziecka z leśniczówki, gotowy żer dla rozpusty miejskiej. Grała ją panna Miłowska z pewną dozą dobrze umiarkowanej zalotności. W grze pani Ogińskiej szczególnie podnieść należy scenę aktu trzeciego między Gabrielą i jej kuzynem. Pani Ogińska miała prześliczne chwile, zaznaczone przeważnie zmianą twarzy i bardzo naturalnym podkładem uczucia w głosie. Inni artyści. jak pan Feldman, wnoszący dużo humoru i werwy za każdem pojawieniem się, pan Stanisławski, bardzo poprawny Maurycy, panna Jankowska wdzięczna i potulna Pola, pan Hierowski, dawniej już oceniony sympatycznie w roli Władysława i wszyscy inni grali bardzo szlachetnie i starannie tak, jak zwykle grają inteligentni i szanujący swój zawód artyści, gdy mają interpretować jedno z arcydzieł literatury dramatycznej polskiej.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Był jednak wczoraj w teatrze jeden objaw, który na mnie przynajmniej wywarł dziwne wrażenie. Oto — w antrakcie pomiędzy trzecim a czwartym aktem wychylił się ktoś poza balustradę galerji i zawołał: „Bojko wybrany posłem!“ To chłopskie nazwisko, krótkie — proste, padło w tę wyzłoconą teatralną salę i nastała chwila ciszy. I nagle cała sala zagrzmiała huraganem braw. Zaszumiało i brawa te leciały aż pod stropy o złoconych kręgach, jakby masa ptactwa, uśpionego wśród zboża, porwała się i biegła ku