nocnej się snują. — Są takie, które śmielsze i bardziej zrozpaczone idą śladem, szukają — czasem znajdą i oto ukazują się nagle z oczyma łez pełnemi: — „Chodź do domu!“ — Lecz mężczyzna wspaniały i pełen poczucia własnej godności, odsuwa kobietę szorstkim gestem: „Idź, nie rób mi wstydu!“ — Idzie dalej, aby pokazać swą wolę — idzie i ginie, tak, jak zginął Karpiński w sztuce Pana. A razem z nim ginie przywiązanie żony, ginie szacunek jego dzieci. — Polecać sztuki Pana nie będę. Jej myśl przewodnia sama mówi za siebie. Prostota jej formy scenicznej jest tu zaletą, gdyż łatwiej duch utworu będzie wyczuty i zrozumiany przez szerokie masy. Wysnułeś pan swoją sztukę z serca, bo pełno w niej tego serca i tej miłości dla społeczeństwa, którego tragiczne śmierci powstają z drobnych przyczyn. Taką „drobną przyczyną“ jest knajpa; chwyciłeś ją Pan silnie i postawiłeś w całej nagości przed oczy widza. Niech te oczy spojrzą jasno, szczerze, nie przez zaczarowaną mgłę knajpianej trucizny, a pożytek z dzieła Pana będzie wielki i niezaprzeczony.
Zechciej przyjąć wyrazy mego prawdziwego szacunku
i najszczerszej życzliwości, z jaką pozostaje
- Kraków, dnia 14. grudnia, 1902.
- Kraków, dnia 14. grudnia, 1902.