Leży przede mną stos książek drukowanych na szarej bibule, ozdobionych portretami mężczyzn w wysokich halsztukach, z włosami zczesanymi na czoło, w surdutach o szerokich klapach. Pochodzą te książeczki — z drukarni księgarza i typografa królewskiego uniwersytetu, a noszą na sobie datę rok 1820. Pierwszego tomu dedykacja opiewa: „Damom, za których staraniem ten zbiór na świat wychodzi“ i t. d. poświęca autor.
Autorem tym — Wojciech Bogusławski, którego „spazmy modne“ odegrano wczoraj w miejskim lwowskim teatrze. Myśl jaką miała nowa dyrekcja, dając w ten tydzień inauguracyjny, jedno z dzieł człowieka, któremu scena polska tak wiele ma do zawdzięczenia, jest pochwały godną.
Zadaniem jego życia było zdanie: „człowiek stworzony jest na to, aby był użyteczny sobie i ludziom“ — i ten „Oyciec“ — narodowej sceny, jak zwą go współcześni, był użyteczny nie tylko za życia, ale ów pożytek z jego wielkiej, tytanicznej pracy koło dobra sceny trwać będzie do tej chwili, dokąd trwać będzie mowa polska, scena polska, sztuka dramatyczna polska.
Jako autor Bogusławski genjuszem nie był, lecz miał w swych piersiach tyle zapału i miłości dla tego, co swoje, tyle ofiar z życia i sił swoich położył dla kraju, że najsłuszniej pierwsze miejsce po Fredrze jemu się należy... Z nad-
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/34
Ta strona została przepisana.
„Spazmy modne“, Wojciecha Bogusławskiego.