Twardosza niezrównany Dębicki podbił sobie napowrót serca publiczności. Jego gra wnosi na scenę jakąś dziwną atmosferę czci dla sztuki i gdy Dębicki jest przed nami, teatr szlachetnieje i coś promiennego płynie ze sceny. Zostawiłam na sam ostatek pannę Mrozowską. Sprawiła mi ona miłą niespodziankę. Uspokoiwszy się, w rolce Zuzi, wykazała nadzwyczaj wiele uzdolnienia i sprytu. Wniknęła w rolę — była miłą wiejską dziewczynką, zmieniała intonację, pauzowała i grała z taktem. Głosik choć chwilami był słaby, jednak ma nadzwyczaj przyjemny dźwięk, szczególniej w tonach średnich.
Tyle co do gry artystów. Ensemblu znów nie było! — jakkolwiek sztuka była opanowana pamięcią wzorowo. Lecz tam, gdzie się wyrabiają dopiero aktorzy obok artystów, muszą być dysonanse. Zanim przejdę do tej kwestji, jak usunąć podobne braki, niech mi wolno będzie wyrazić znów swe zdziwienie na widok tak fatalnie i niedbale pospajanych dekoracyj. Wszakże w głębi widać było szpary na dziesięć centymetrów przynajmniej. Z lewej strony drzwi nie dostawały do ziemi przynajmniej na dwanaście centymetrów i widać było nogi artystów, stojących na ziemi. Drzwi zamykają się... na świderki. Widać listwy drewniane, a dekoracje niestarannie rozciągnięte, na ramach marszczą się i fałdują.
W czasie antraktów — (orkiestra naturalnie grać nie raczy) — słychać, jak młotkami przybijają dopiero firanki, lub zbijają dekoracje. Skąd pochodzi to wszystko? — Dlaczego taki w dekoracjach nieład?
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
A teraz — mała prośba do dyrekcji.
Oto — na mojem biurku leży już trzeci list od uczącej się młodzieży. Ten już podpisany przez kilkanaście nazwisk. Ci młodzi, którzy tak bardzo kochają teatr, proszą o zniżkę biletów. Jest to prośba bardzo zasługująca na uwzględnienie. Z jaskółki bowiem lecą najgorętsze okrzyki