Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

woli autora. Po Fredrze, po Bogusławskim, po Słowackim, po Blizińskim — ów Sardou, to więcej, niż ryzykowne. To pierwszy chwast, wyrosły na grzędzie nowego teatru, a sprawiedliwość każe mi wypełnić mój obowiązek, każe mi wykazać, dlaczego ten chwast jest szkodliwym i zbytecznym.
Nikt mi nie może zarzucić, ażebym stronniczo zapatrywała się na działanie nowej dyrekcji. Ta plejada głośnych nazwisk w naszej literaturze w tym miesiącu inauguracyjnym — była dowodem wielkiej staranności dyrekcji i literackiego prowadzenia sceny. Publiczność nie dopisała. Tak! — lecz dyrekcja wypełniła swoje. Noblesse oblige — i szlachectwo ducha obowiązujące, wypełnił p. Pawlikowski do dziś dnia, jak należało. Lecz wczoraj mieliśmy już tłumaczoną sztukę, podczas gdy jeszcze jeden autor czeka napróżno, aby sobie o nim przypomniano. A przecież ten autor jest także bardzo naszym i dla sceny polskiej, dla naszej sztuki położył wielkie niezaprzeczone zasługi.
Jest nim Korzeniowski.
Zamiast zwietrzałych typów Sardou, winien był dzisiaj którykolwiek z dramatów lub komedji Korzeniowskiego ukazać się w odpowiednich kostjumach, z całem tłem i romantyzmem, często prawdziwie podniosłym, w którym dzieła Korzeniowskiego, jak w błękitnym eterze skąpane się zdają. Kasowo — ten autor nie zawodzi nigdy. We Lwowie „Żydzi“, „Stary mąż“ robią zawsze kasę. I za tym zapomnianym obowiązek mój upomnieć się nakazywał. Dlatego to było mi smutno, gdy patrzyłam na Caussadów, Marecatów i romanse Cecylij — na tej scenie, gdzie śliczny język autora „Karpackich górali“ powinien był dać starszym cały szereg jasnych wspomnień, a młodzieży rozgrzać serce i przenieść wszystkich w niezbyt odległą, a sercu drogą przeszłość.

Fredro, Bogusławski, Bliziński, Słowacki, to wszystko orły królewskie, które do tej chwili szmerem swych skrzydeł budziły w sercach Lwowian poczucie piękna i miłości dla