Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

tejże Dalili, jest dla mnie tylko szeregiem akcesorji potrzebnych do przeprowadzenia głównej myśli o tajemniczej strasznej potędze. Przed tem sumieniem broni się Mlicki, bojąc się pozostawić samą Helenę na pastwę rozpaczy i nędzy. On ze zwykłą w takich razach u mężczyzn troskliwością (!) mówi opuszczonej kobiecie — „zapewnię ci byt“ — a potem „uspokój się, bądź rozsądną, będę czuwał nad tobą!“
Gdy on to mówi — poza sobą czuje... sumienie. Jest ono, jest tam, jest nieubłagane. i straszne. Potem, sumienie to zbliża się triumfalne i jak potwór ów krew ssący staje u progu. Oni drzwi zamknęli, lecz sumienie razem z trupem opuszczonej wpadnie i stanie u wezgłowia ich łoża. Nie nowy to pomysł, „Teresa Raquin“ Zoli także ma takiego trupa pomiędzy sobą i mężem.
Z naszych pisarzy Ronikier mistrzowsko wyzyskał tę moralną katuszę w swych „Nieszczęśliwych“. Lecz Przybyszewski porwał nas niejako za ręce i kalecząc je do krwi, każe nam być świadkami jednej z najwspanialszych scen, jakie posiada literatura dramatyczna. To sam koniec sztuki, ta chwila, gdy ma zapaść zasłona. Znam tylko jedną sztukę, która daje zupełnie identyczne wrażenie: „Image“ Beaubourg’a. Tylko tam psuje się efekt sceną morderstwa, u Przybyszewskiego kurtyna zapada na tem wrażeniu potężnem, które unosimy ze sobą i które nas dławi, męczy i odetchnąć nie daje. Stanowczo, sztuka Przybyszewskiego nie jest „zabawną“.
Jest ona raczej przez całe trzy akty męczącą, w ostatniej chwili ów jeden moment podnosi ją na wyżynę niedoścignionej siły i potęgi. Narzucać swego zdania autorowi nie można, ale jakiż żal ogarnia, myśląc, że to wrażenie mogłoby przyjść nie po dwóch godzinach niemiłego zdziwienia, lecz po całym dramacie, któryby i serce i duszę ludzką i nawet mózg na uwięzi trzymał u stóp autora w niewolniczem natężeniu. Bo ten Mlicki — ta Olga, ten Żdzarski, zwłaszcza mówiąc dużo i ciągle, nie mówią nic,