spoczynek niedzielny, radzi biegną do teatru, chcąc duszy dać także wypoczynek, a tych ludzi jest dużo, bardzo dużo, więcej niż tych, dla których cały tydzień jest — niedzielą. Tacy o swoją duszę nie dbają, bo w nich przeważnie znudzona dusza drzemie i oni nie potrzebują zaczerpnąć ani sił, ani moralnej podniety na tydzień następny.
Do czego im podnieta? — Oni nie pracują.
I może po raz pierwszy od chwili otwarcia nowego teatru, zawiązał się jakiś prąd sympatyczny widowni ze sceną. Ciepło było jakoś po raz pierwszy — ciepło i miło. Lody stopniały — artyści czuli, że są sympatycznie słuchani, publiczność zaś miała wdzięczność dla tych, którzy jej dawali chwilą rzetelnej rozkoszy. Z wyzłoconych linij migotały nietylko światła, ale i szczere w stronę sceny spojrzenia. Publiczność mówiła: „Dobrze nam tu z wami!“ — a artyści na scenie każdym ruchem, każdym gestem odpowiadali: „I nam z wami dobrze“. To się czuło, to się rozumiało i sztuczny nastrój znikał, ten nastrój panujący najczęściej w zbyt świeżej sali balowej. Publiczność oddawała się szczerze, bez zastrzeżeń, brała niejako w posiadanie ten nowy gmach i czyniła go swoim. Taki wieczór przyjść był powinien — przyjść musiał. Stopniała nagle śniegowa zasłona — publiczność znalazła się u siebie. Od dziś — nowa dyrekcja może być spokojną. Pomiędzy teatrem a miastem, zawiązała się nić i ta potrafi doprowadzić Lwowian do teatru. A nić tę utkał znów geniusz Fredry i on, tak, jak czuwał nad starym gmachem, martwiejącym teraz w cieniu, tak czuwać nadal będzie nad bielą i złotem, z których nowy gmach złożono. Wczoraj, w sali ciepło serdeczne, zbudzenie sympatji dla nowej sceny — sprawiał duch Fredry — jego wielki, potężny cień. I słowa artystów — ich głos, ich gesta płynęły gorącym, szczerym prądem, pukając do serc widzów. On — niewidzialny, ale istniejący — słowami temi, głosami, spojrzeniami kierował, a miłość, którą miał w swej duszy dla ojczystej sztuki, była tak wielką, że otwarła serca, otwarła dusze publiczności. Ze sceny, w biały żupan ubrany
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/68
Ta strona została przepisana.