staruszek pytał: „Znacie tę bajeczkę?“ — a dusze widzów odpowiadały „Znamy!“ — ale powiedz ją, powiedz — bo pragniemy ją posłyszeć raz jeszcze... powiedz ją, staruszku!“ Biało ubrany staruszek mówił, mówił, a każdemu z nas zdawało się słyszeć jakiś głos cichy i drżący, coś z odległej przeszłości, jakąś piosnkę zbłąkaną, jakieś echo w sercu lekko budzone... I dlatego było tak dobrze, tak serdecznie widzom w sali teatralnej. Biało odziany, siwy staruszek, pytał znów: „A znacie tę bajeczkę?“ — Znamy! — Serce nasze ją zna, dusza, pamięć — ale powiedz raz jeszcze! — powiedz staruszku!
I staruszek nową bajkę zaczyna...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Pan Jowialski.
Cztery akta, a przecież za krótko. Skoro zapada kurtyna, żal jakiś ogarnia, że już znikły nam te postacie, z któremi się tak łatwo zżyć widzowi przyszło. Bo to w sobie ma przedziwnego Fredro, iż wszystkie jego postacie stają się zaraz dla widza wybornemi znajomemi. Nie wiemy nic o nich z początku sztuki. ale po upływie pół godziny choć nikt, żaden rezoner Dumasa nie opowiada, co zacz i skąd się wzięli, znamy dokładnie całą galerje. Znamy, albo raczej każdy z widzów dorabia sobie według woli przeszłość każdej postaci chodzącej wśród scenicznej ramy. Stworzywszy tak tę atmosferę dookoła scenicznej postaci, widz jest spokojny i zadowolony, nic go nie wyprowadza z równowagi, bo pan Jowialski, szambelan, generałowa Tusowa, Helena — to wszystko jego dobrzy, dawni znajomi. Ktoś tylko okno otworzył do ich domu i oto widz przypatruje się, co się tam u nich dzieje A w panu Jowialskim jest się czemu przypatrywać, bo choć akcja uboga, a nawet naiwna, to typy są wyborne, wyrzeźbione, wykończone tak misternie, że zdumieniem poprostu przejąć mogą.
Jest to dom śmiechu, ten dom Jowialskich. Cały dzień wszyscy wysilają się, ażeby... śmiać się za jakąbądź