wdziękiem i nie gra takich ról, jak Helena. Pani Bednarzewska pracowała nad swą rolą wiele, wyglądała ślicznie — chassez le naturel, il revient au galop. — Prostota brała górę i niweczyła pracę.
Kim jest pan Tarasiewicz? To jest zagadka. Ostatni akt „Niepoprawnych“ wykazał w nim myślącego, delikatnego, subtelnego kochanka. Wczorajsza rola miała bardzo dużo humoru, trochę rozmachanego ale bardzo szczerego i naturalnego. Głos dźwięczy czysto — tylko dykcja zbyt przyśpieszona zaciera często zdania całe. Pan Nowacki z temperamentem i życiem odegrał rolę Van Dycka. Było w nim dużo chłopięcej prostoty. A przecież ja ciągle marzę dla Nowackiego o jakiejś kreacji bardzo głębokiej, bardzo nerwowej, w której potrafi wykazać wszystkie zalety swego talentu.
Co do mise en scene — ta była bardzo staranna. Mebelki śliczne, tylko znów taka pustka na scenie! Wszak w tym domu są trzy kobiety, a wiadomo, że wówczas roboty kanwowe kwitły. A więc poduszki na kanapie — krosienka pod oknem, gitara na ścianie, harfa koło kominka. Tem łatwiej to urządzić, że scena pozostaje bez zmiany przez trzy akta. Zresztą przedstawienie szło wzorowo i gładko. Artyści byli rozgrzani, zadowoleni — publiczność również. Jeszcze kilka takich wieczorów, a dobre chęci i zasługi nowej dyrekcji zostaną ocenione i publiczność bez operetki znajdzie drogę do teatru. Wszak wczoraj przyszło tylu widzów, ile mogla pomieścić sala teatralna, a przecież nie było na scenie ani kupletów, ani baletu — tylko... biało ubrany siwy staruszek, stał i pytał:
— A znacie tę bajeczkę?... — znacie! no to słuchajcie!
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/73
Ta strona została przepisana.