Nie po bagnach jeziora włóczy on swe upatrzone zdobycze, po bagnach szlacheckich komnat, w których płyną strugi wina, rozlane ze szklanic „panów braci“ — przy wiwatach, wznoszonych na cześć dławionego pychą wojewody. On, ten szlachecki demon, musi grać na strunie pychy, aby złowić w swe sieci duszę szlachcica. I za dygnitarską, ziemską godność, ten magnat oddaje mu życie... brata, a lisowczyk w piekielnej purpurze mota dokoła niego całą ognistą sieć, w którą. jak ongi Twardowski, wpada wojewoda. Róznica pracy tych dwóch demonów widoczna. Idą dwiema ścieżkami, lecz idą razem, pomagając sobie wzajemnie. I za sprawą skazanego niewinnie na śmierć chłopa ginie magnat w huku grzmotów i płomienia, bo jedna zbrodnia rodzi drugą, jedna wina ciągnie za sobą drugą winę.
Zaczarowanem kołem jest istnienie ludzkie, kołem, w którem kręcą się istoty żywe, smagana ognistemi rózgami własnych namiętności. Straszne to koło, błędne, z którego wyrywają się tylko wybrani. Reszta obraca się w niem aż do braku tchu, czasem nóż bratobójczy błyśnie, czasem jęk obłąkanej kobiety zawodzi, czasem mara zamordowanego pojawi się w szeleście migających śmig wiatraka, czasem buława, jak złota pochodnia zaświeci i zgaśnie. A tło tego koła krwawe i serca tych istot. dręczonych namiętnościami, krwawe, a ręce ich ociekłe od krwi, wznoszą się w górę z rozpaczą i prośbą o wstrzymanie wiru koła, w które je wrzuciła nieubłagana twórcza potęga. — Lecz, napróżno. Dwaj szatani w noc księżycową biegają po lesie, wkradają się do kurnych chałup, do dworów magnackich i chichotem płoszą sen, dusze wtrącają w koło — a potem smagają rózgą swego śmiechu, swych głosów, swych szeptów i próśb.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Lecz pieśni, które Rydel zamknąć chciał w swej