zmarłego hetmana, którego zabiła myśl — zawistnego brata.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Ktoby szukał w sztuce Rydla tak zwanej „akcji“ — intrygi — ten dozna zawodu. Mierzyć fantazję poety miarą sztukorobów trudno. Rydel nie mógł i nie chciał się krępować perspektywą teatralną. Należy więc przyjąć „Zaczarowane koło“ bez zastrzeżeń i patrzeć na nie, jako na pieśń udramatyzowana i niewymownie piękną. Silna jest chwilami, to znów delikatna i przeźroczysta. Założony więc cel jest osiągnięty.
Rydel choć wprowadza bardzo realistyczne postaci chłopów, to przecież nadaje im tak piękną poezję, że ani na chwilę nie wyprowadziłby widza z nastroju — gdyby... Gdyby wszyscy artyści zrozumieli i grali tak, jak grać powinni. Nie znam bowiem trudniejszych ról do grania, jak kilka ról w „Zaczarowanem kole“. Przedewszystkiem odnosi się to do roli młynarki. Grała ją pani Stachowicz. Główny nacisk artystka ta położyła na stronę charakterystyczną roli. Podkreślała, wydobywała jaskrawe efekta i osiągała ten skutek, że śmiano się i bawiono.
Jeżeli pani Stachowicz chciała bawić, to jej się to udało — lecz ani na chwilę nawet nie było w duszy tej chłopki odrobiny rozmiłowania poetycznego, szczególniej w pierwszych aktach. Dopiero w scenie obłąkania pani Stachowicz odszukała trochę poezji i złączyła ją z realnymi szczegółami dość szczęśliwie. Wytrwała jednak do końca w charakterze i raz jeszcze powtarzam, że jeśli tak rolę pojęła, to przeprowadziła z prawdziwą siłą.
Maciusiem był pan Nowacki. Dał nam niezmiernie ładną postać, ciepłą — i on właśnie szczęśliwie kojarzył w sobie te dwa pierwiastki poezji i realizmu. Umiarkowany w ruchach — nadzwyczaj poetyczny w chwili wypowiadania legendy o Matce Boskiej, bardzo delikatny i dyskretny