Grano więc Bartla i choć nie śmiał się nikt, a przecież wyszło się z teatru z uczuciem dobrze spędzonego wieczoru. Sztukę bowiem wystawiono i grano tak, iż miało się ciągle złudzenie prawdy, a ta choć gorzka i straszna, jednak zdrową strawą dla duszy być musi.
Zewnętrzna dekoracja sceny była doskonała, drobiazgowa i sumienna. Odrazu chwytała widza w kleszcze atmosfera nędzy i nie opuszczała ani na chwilę, a spotęgowała się tylko wtedy, gdy, na stole zaszeleściły owe dwie stówki Kleppla. Parę Turaserów — męża i żonę — tych dwoje dusz ludu roboczego — przedstawiali Solski i Węgrzynowa.
Pan Solski dźwigał rolę Turasera z wielką odwagą i wytrzymałością. Maskę zewnętrzną miał doskonałą, cały zjedzony pracą i trudem fabrycznym. Rolę zgłębił, uduchowił, bólowi swemu nadał znów cechy bardziej ludzkie, a jego płacz przy końcu pierwszego aktu był nawskróś tragicznym i wstrząsającym. — Albinę grała pani Węgrzynowa. Źle mówię — grała. Pani Węgrzynowa była nią, była tą siłą roboczą, wyzyskaną do niemożliwości, udręczoną walką i stojącą już na skraju wyczerpania i cierpliwości.
Naturalność jej gry, łzy szczere i prawdziwe, które z jej oczu gradem po twarzy płynęły, ten wygląd kobiety, zatracającej zupełnie prawie kobiecość w harowaniu dla wyżywienia dzieci — potem rozpacz i trwoga w pozostaniu na świecie samą — złożyły się na całą postać jednolitą, odczutą, przeżytą w oczach widza.
P. Chmielińskiemu dostała się niewielka rola Kleppla, odpowiednia dla artysty z podkładem bardziej charakterystycznym.
Marję Zelber grała pani Solska z całą uznania godną pracowitością. Akcentowała doskonale, a już nie jej wina, że postać jej nawet w łachmanach nie zdołała zatracić wrodzonej dystynkcji.
P. Roman w roli starego Adolfa nie czuł się na odpowiedniem miejscu. Dlaczego rolę buchaltera, który w tak ważnej chwili wchodzi dla wręczenia książeczek, oddano
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/92
Ta strona została przepisana.