— Ihi, djabeł tu łazi? — pyta niezbyt uprzejmym tonem, podnosząc w górę latarkę.
— To ja, Kaśka — odpowiada dziewczyna, oblewając się rumieńcem.
On przecież nie rumieni się wcale, ale owszem, śmieje się, pokazując w tym uśmiechu dwa rzędy zdrowych, białych zębów. Jest to stróż kamieniczny, młody, przystojny chłopak, śpieszący na strych, aby tam, z rozkazu gospadarza, obejrzeć popsuty dach. Dach nie ucieknie, a dziewczyna jest wcale ponętną. Patrzy więc na nią, szczęśliwy z jej zawstydzenia, ciśnie ją do muru, z wyrachowaniem, pełnem nagle obudzonej namiętności. Ona, odurzona, pełna bezwiednej trwogi, ustępuje napróżno, starając się uwolnić od dotknięcia chłopaka, którego widok i obecność miesza ją niewypowiedzianie. Ta wielka, dwudziestoletnia dziewczyna, świadoma tajemnic życia, które zna tylko z opowiadania swych przyjaciółek, lub przeczuć, ucieka zwykle przed podobnem sam-na-sam, które gorącym warem żyły jej zalewa. Ona pamięta o tem, że może pójść zamąż, więc pragnie dobrze się prowadzić. Dlatego z takim wysiłkiem chce wyrwać się z przypadkowego sąsiedztwa, bo obecność tego uśmiechniętego chłopca jest dla niej nad wyraz ciężką i przykrą. On wszakże nie pozwala jej postąpić dalej, zagradza jej drogę.
— Co panna tu robi? Skąd panna wraca? Ja jestem stróż, muszę więc wiedzieć o wszystkiem... Nie puszczę! Jak Boga kocham, nie puszczę...
Kaśka doznaje dziwnego ściśnienia w gardle. Ten młody, wesoły głos, rozlegający się czystą, dźwięczną gamą szczerego śmiechu, wzbija się w wąską, ciemną przestrzeń i spada na jej schyloną głowę odurzającą kaskadą. Z natury nieśmiała dziewczyna traci zupełnie przytomność wśród tej dusznej, gorącej atmosfery i z bezwładnością dziecięcą opiera się o ścianę.
Mężczyzna widzi jej przestrach i przybiera ton uspakajający.
— No! Czegóż bo się strachać? Ja panny nie ugryzę, ani do becyrku nie zaprowadzę. Pytam: skąd i po co? Należy odpowiadać.
Milczenie. Kaśka, coraz bardziej przyciskana do
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.