bronzowa, mieniła się w cieniu, zalegającym podwórko i nadawała całej jej postaci charakter odlewu bronzowego.
Dwaj młodzi ludzie patrzyli na nią przez chwilkę, poczem jeden z nich, młody i przystojny chłopak, wyrzekł jedno tylko słowo:
— Karjatyda!
Po wypowiedzeniu tego słowa można było przeczuć rzeźbiarza. Zgłoski spadały z głuchym odgłosem młota, obracanego silną dłonią, wykształconą na wzorach greckich.
— Karjatyda!
I młode, nierozwinięte chłopię, noszące z niewieścim wdziękiem swój popielaty garniturek, rósł prawie pod dźwiękiem tego słowa, nabierał siły i wprawną ręką lepił w myśli tors tej dziewczyny, której nieruchoma postać wskrzeszała w nim wspomnienia całego szeregu wielkich kobiet kamiennych, nagich, z biodrami owiniętemi draperją, podtrzymujących sztukaterje pałaców. I była to rzeczywiście karjatyda, siostra tych sennych olbrzymek, które, wpatrzone w przestrzeń kamiennemi źrenicami, stoją na straży dumne w swej niewoli, dźwigając ciężary na barkach królewskich.
Wśród zacieśnionego podwórka, otoczona kupami gnoju i błota, oparta o szarą ścianę obory, wznosiła się harmonijnie piękna, silna, jak posąg starożytny, znaleziony pod owczarnią pasterza.
— Karjatyda!
I gdy słowo to zawarczało nagle w powietrzu, zbudziła się Kaśka ze swej zadumy. Instynktowo poczuła, że ta nazwa dla niej jest przeznaczoną. W swej ciemnocie nie miała najmniejszego pojęcia o znaczeniu tego słowa, ale wpadło ono w jej ucho i przeniknęło do głębi mózgu. Wyryło się tam dokładnie i pozostało wśród tysiąca trywjalnych wyrazów, zasłyszanych od dzieciństwa. Z nadzwyczajnem pomieszaniem, z gorącym rumieńcem na spoconej twarzy, zaczęła Kaśka owijać się w chustkę, pragnąc czemprędzej uniknąć spojrzeń tych mężczyzn, których ciekawy wzrok palił ją i mieszał niewypowiedzianie. Czuła, jak ją rozbierali, jak zdzierali z niej suknie i stawiali przed swemi oczami nagą, — a ta myśl doprowadzała ją do rozpaczy. Wszy-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.