cie, czego od niej żądają. Ona zarumieniła się nagle, usłyszawszy, że bez żadnej osłony ma stanąć przed nimi, tak, jak ją Bóg stworzył! O! nie — na to nie zgodzi się nigdy. I drżącemi rękami zaciska na piersiach swą wełnianą chustkę, jakby bojąc się, aby jej nie przymuszono zaraz stanąć nagą — wśród dnia białego, na środku podwórka. Rózia śmieje się, pobudzona w swej zmysłowości nagłem pragnieniem pocałunków i pieszczot Feliksa.
— Jaka ty głupia! — tłómaczy jej literat, a głos rwie się w ciągłej czkawce, wznoszącej jego piersi z jakimś okrutnym uporem; — jaka ty głupia! Nic ci się przecie złego nie stanie... postoisz kilka godzin, a ten pan ulepi cię z gliny. Zobaczysz przynajmniej, jak wyglądasz.
Kaśka nie odpowiada. W umyśle jej przesuwa się w chaotycznym nieładzie jej własna postać, naga, oblepiona mokrą gliną. To musi być coś szkaradnego.
— I zapłacę — dodaje rzeźbiarz; — zapłacę trzy szóstki za godzinę...
— Nie blaguj — przerywa mu literat, — wypchaj się z twoją zapłatą.
Rózia zachwycona. Trzydzieści centów za próżnowanie przez godzinę! I ofiarowuje się sama, poruszając ramionami i wysuwając naprzód swój zgnieciony gors, pokryty różowym perkalem. Ona pójdzie chętnie pozować, jeśli tylko Feliks pozwoli.
Ale rzeźbiarz wstrząsa głową i odmawia. Kaśka co innego. Jeżeli zechce, dostanie nawet cztery szóstki. Przyjdzie tylko kilka razy. Wszystko to przecież nie skutkuje. Kaśka milczy uparcie, szukając oczyma wolnego przejścia, aby czemprędzej uciec od męczących ją propozycji.
Nagle literat zapytuje ją z ironiczną miną:
— A umiesz ty katechizm?
Kaśka spogląda ze zdziwieniem na mężczyznę. Po co ją ten pan pyta o katechizm? Umie i to umie dokładnie, wyuczyła się wśród ciszy wiejskiego kościoła od księdza staruszka; ale po co temu panu ta wiadomość? Co może mieć wspólnego katechizm z oblepieniem ją gliną, tak, jak chcą ci panowie?
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.