Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

cum dulci, ozdabiał ściany niezamiatanej izdebki wycinkami ze starych gazet i kolorowymi obrazkami.
— Będziesz miała po mnie pamiątkę — wyrzekł raz do Rózi, gdy ta gniewała się za zużywanie mąki na klajster.
Tem zamknął jej usta. Rozstanie — było to słowo zbyt straszne, gdy padało z ust jego. Ona mówiła o niem ciągle, wywoływała nawet w kłótniach codziennych, ale gdy Feliks wyrzekł coś odnoszącego się do zmiany w ich pożyciu, — martwiała z bólu i stała przelękniona, jak wobec śmierci lub choroby nieuleczalnej.
Gdy Kaśka otworzyła drzwi, Feliks nie podniósł się ze swego legowiska. Od dawna zatracił całą galanterję dla dam i uważał kobietę jako istotę niższą, przeznaczoną jedynie dla utrzymywania jego drogocennego życia. Gorąca, duszna atmosfera nieprzewietrzanej nigdy izby uderzyła niemile wchodzącą dziewczynę i przygniotła od razu jej płuca. Pomimo, że niecierpiała Feliksa, wrodzona jej uprzejmość nakazywała jej być grzeczną.
— Dzień dobry — wyrzekła, otwierając swój kuferek i składając swe drobiazgi z jaknajwiększą uwagą.
Feliks nic nie odpowiedział, tylko zaczął się przyglądać pochylonej dziewczynie. Kaśka była stanowczo piękniejszą od Rózi, a w mleczarni lub w kawiarni mogła przy dobrych chęciach przynosić korzyść podwójną. O wiele młodsza, świeższa, z łagodną siłą konia meklemburskiego, przedstawiała się o wiele korzystniej jako materjał zarobkowy, z którego możnaby dłużej i więcej ciągnąć dochodów. W milczeniu przeżuwał myśli, od dawna w jego głowie powstałe.
Rózia zaczynała się starzeć. Coraz mniej monety brzęczało na dnie szufladki. Niedbała, zmęczona i niechętna, traciła poboczne dochodziki za usługę; przytem z głupim uporem trwała w jakiejś wierności, której on w gruncie rzeczy nie wymagał i nie pragnął. Dla miłości Feliksa, odtrącała każde poufalsze zbliżenie się gości, z miną zadąsanej, źle wychowanej dziewczyny, a tem samem omijały ją coraz częściej owe drobne pieniądze „na piwo“, które w początkach ich pożycia wynosiły codziennie po kilka guldenów. Wtedy żyli przyzwoicie,