do piersi ów list fatalny, ciężący jej w tej chwili stufuntowym ciężarem.
Tymczasem pan podnosi się, składa na ziemi książkę i zabiera się do nalewania herbaty. Czyni to dość zręcznie, klekocąc chudymi palcami i wybierając jaknajmniejsze kawałki cukru. Stawia jedną filiżankę na drugim końcu stołu i uprzejmym gestem zaprasza żonę do przyjęcia udziału w tym skromnym posiłku.
— Proszę! proszę! Jakkolwiek uczta ta daleką jest od luksusowych biesiad, sprawianych w domu mamy dobrodziejki, ale niech pani pozwoli i zaszczyci mnie ubogiego swoją uprzejmością. Daję pani to, na co mnie stać. Dobrze, że mogę pani coś ofiarować, bo ze strony pani, oprócz fochów i niszczenia inwentarza tudzież ruchomości, niczego się nie mogę doczekać.
Owa wieczorna herbata była to zwykła pora dnia, w której występowały na pierwszy plan pretensje tego człowieka, skierowane głównie do zawodu, jakiego doznał, nie dostawszy za żoną spodziewanego posagu.
Odsunął on ją od zajęć domowych, odebrał wszelką władzę, wyrzucając jej ciągle ubóstwo i czyniąc z niej raczej sługę, aniżeli żonę. Ona przyjęła swą rolę z pozornem posłuszeństwem, pleśniała w domu, który nie miał dla niej żadnego uroku, włóczyła się z kąta w kąt, nie mogąc wypełnić pustki każdej głupiej i źle wychowanej kobiety, która nie umie znaleźć rozrywki w sobie samej, w książce i w nabywaniu wiadomości.
Od czasu do czasu chodziła do swej matki, sparaliżowanej staruszki, która dogorywała w skromnem mieszkaniu na Berlińskiej ulicy. Chodziła tam zwykle sama, bo mąż, srodze zagniewany, nie chciał widzieć „tej starej jędzy, która go złapała“, — jak zwykł mówić w przystępie dobrego humoru. Julja tedy chodziła sama, odprowadzana zwykle przez sługę, a powracała w kilka godzin jeszcze bledsza i bardzo zmęczona.
Budowski uważał żonę chwilami za rodzaj upiora, który niszczył go materjalnie.
— Proszę! bardzo proszę! — ciągnął, odwracając swą pergaminową twarz ku siedzącej przy oknie kobiecie. — Może pani zobaczy przy lampie, co się tu zrobiło z takim ślicznym, nowym samowarem.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.