miała go za pogromcę serc niewieścich, i pragnie podbić ją moralnie. Ona usuwa się, bardzo przybita tem niefortunnem spotkaniem, czując fałszywą pozycję, jaką zajmuje względem tego chłopca.
— A panna Kasia zakochana? — zapytuje nagle Jan, wysuwając naprzód nogę w sposób dość rezolutny.
Kaśka wybuchła mimowoli głośnym śmiechem.
— Ja? A to po jaką biedę?
I śmieje się ciągle, pomimo zmartwienia. Ona zakochana! W kim? Musiałaby poznać przedtem dobrze takiego człowieka, zanim wlazłby jej w głowę. Zresztą, nie miała czasu, od dziecka bowiem pracowała ciężko, a po śmierci matki doglądała dwóch małych siostrzyczek. Na „kochanie“ trzeba dużo wolnego czasu, choćby wolnej niedzieli, a w pracy nie myśli się o głupstwach.
Jan nie wierzy i dziwnie kręci głową. Jakto? Więc ta duża dziewczyna nie miała jeszcze kochanka? Nie miała kaprala w szafirowej kurtce? Ani ułana? To być nie może! W kole, w jakiem się obracał, podobny wypadek byłby niemożliwy. Jeśli Kasia istotnie dobrze się prowadzi, to rzecz nadzwyczajna. Kiedyś na placu Gołuchowskim, w płóciennej budzie, pokazywano dziwo natury — ciele o trzech nogach. I ta dziewczyna zasługuje — według pojęcia Jana, — aby ją wsadzić w płócienną budę i pokazywać za pieniądze.
Ha! Może... kto wie! — Jednak niewiara przemaga i Jan z ironicznym uśmiechem ryzykuje bardzo dowcipną alegorję, którą zasłyszał w bardzo dystyngowanej bawarji i przyswoił sobie do odpowiedniego użytku.
— Wie panna Kasia co, okręt z głupiemi zatopił się! a gadają, co nikt się nie uratował...
I dumny z konceptu, patrzy prosto w twarz dziewczyny, śledząc, jakie zrobił wrażenie.
Kaśka pozostaje nieczułą na aluzję z tej prostej przyczyny, że nie może jej zrozumieć. Okręt z głupiemi zatonął? Cóż to znaczy? Ona nie wie nawet, co to jest „okręt“.
Czuje jednak instynktowo, że Jan jej nie wierzy i ta niewiara dotyka ją boleśnie. Kaśka, jako porządna
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.