Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

pani Lewi jadała na wyszczerbionych talerzach i źle wyczyszczonymi widelcami.
Tak było „u żydów“. U pp. Budowskich porządek zmienił się zupełnie, i Kaśka mniejby się zdziwiła, gdyby wyszedłszy z konewką po wodę, przekonała się nagle o zmianie, zaszłej w systemie słonecznym, niż widokiem tego zeschłego, owiniętego w zniszczony szlafrok człowieka, który siedząc na środku kuchenki, wyliczał skrzeczącym głosem:
— Mąki pół funta, grysiku za pięć... — Słowa te padały ze świstem i suchym łoskotem, napełniając ciasne wnętrze kuchenki nędzą groszowej oszczędności, która niesie ze sobą woń tłustych potraw, smażonych na przepalonych patelniach lub duszonych w nadszczerbionych rynkach. Budowski z systematycznością urzędnika wyliczał wszelkie przyprawy do dysponowanego na jutro obiadu, określając zaraz i kwotę pieniężną, jaką na najdrobniejsze przeznaczał kupno. Ten grad cyfr drobnych, centowych, spadał na głowę Kaśki i przygniatał jej umysł ilością liczb, osłabiając wyobrażenie, jakie do tej chwili w głębi swej duszy dla „panów“ żywiła. Czuła, że od tej chwili winna zdawać sprawę ze swych czynności temu mężczyźnie, który równocześnie jednoczył w sobie zapobiegliwość skrzętnej gospodyni i władzę pana domu. Dlatego stała niepewna i wahająca, wpatrzona z rodzajem uporu w światełka, migocące się na łysej, zżółkłą skórą obciągniętej czaszce mówiącego do niej człowieka. Światełka te niepokoiły ją, odrywały jej uwagę i błyszcząc na tle brudnej ściany, zdawały się powiększać lub zmniejszać, stosownie do poruszenia Budowskiego. Ten „pan“, rysujący się chudemi linjami pod zniszczoną tkaniną szlafroka i wyliczający ilość buraków, był dla niej czemś zupełnie niezwykłem — zjawiskiem prawdziwie nadnaturalnem. Stała więc przed nim w postawie pełnej uszanowania, ale niezmiernie zdziwiona, prawie przerażona.
Nagle powstał Budowski i skierował się ku pokojowi jadalnemu.
— Chodź! Podpisz inwentarz — przemówił tonem niezmiernie uroczystym, prowadząc Kaśkę do stołu, na którym w białem świetle lampy widziała jedną z czar-