Budowski usiadł na swojem łóżku, przyglądając się uważnie ledwie dostrzegalnej cerze na środku kołdry. Kaśka spuściła storę u okna i przysunęła do łóżka pani maluchny stoliczek, na którym ustawiła karafkę z wodą.
Była to prawdziwa karykatura ten związek dwojga ludzi, skutych nierozerwalnym węzłem małżeńskim. On, liczący cery na kołdrze w chwili, gdy ona słuchała banalnych słówek miłosnych, przygłuszonych turkotem i hałasem dorożki.
Kaśka powróciła do kuchni i zaczęła się krzątać, umywając filiżanki i czyszcząc samowar. Dopiero teraz poczuła, że jest głodną. Zjadła pozostawioną dla niej bułkę i przełknęła trochę zimnej herbaty. Olbrzymi jej organizm domagał się jednak gruntowniejszego posiłku. Całodzienna praca pobudziła jej apetyt, mimo to, musiała poprzestać na wydzielonej przez pana porcji. Pieniądze, przeznaczone na zakupno w mieście, bielały na rogu stołu w formie świeżych dwudziestówek. Kaśka zgarnęła je i zawiązała w rożek od ściereczki. Sen kleił jej powieki, mimo to, nie chciała zasnąć przed powrotem pani. Zresztą, według zlecenia, miała odsunąć drzwi wchodowe, które pan zamknął własnoręcznie. Uczyniwszy to, zaczęła odmawiać wieczorne pacierze, uklęknąwszy przy łóżku i opierając spracowane ręce na białem prześcieradle, które pokrywało jej posłanie.
Według raz przyjętej zasady, Kaśka miała odmawiać siedem „Ojczenaszów“, po siedem „Zdrowasiek“ i jedno „Wierzę“. Ale fizyczne znużenie i wielkość doznanych świeżo wrażeń mąci jej myśli tak, że się w żaden sposób połapać nie może.
„Ojcze nasz“ przebrnęło, przy „Zdrowaśce“ jednak natłok nowych myśli plącze całe zdanie. Mimowoli postać Jana zajmuje plan pierwszy, błyszcząc szeregiem zdrowych zębów i lśniącą barwą skóry.
— „Zdrowaś Marjo, łaskiś pełna...“ — Stanowczo Jan jest bardzo przystojny mężczyzna, zdrów, a w ramionach taki szeroki!... tylko drwi sobie z Kaśki niemiłosiernie i ma taki dziwny sposób patrzenia.
— „Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami...“
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.