sypialni pani, aby zobaczyć, co zrobiła z bukietem. Cała podłoga, zasłana poszarpanymi kwiatami, mieniła się liljową barwą bzu i zielonością liści. Widocznie Budowski, w przystępie złości, wydarł żonie kwiaty i, poszarpawszy je na drobne szczątki, rzucił na podłogę. Julja w białym kaftaniku siedziała przy stoliku, służącym jej za tualetkę, i czesała włosy nadłamanym grzebieniem. Zdawała się być zupełnie spokojną. Nic nie zdradzało w niej żalu za zniszczonymi kwiatami. Kaśka doznała bardzo przykrego uczucia, widząc te pachnące, drobne gwiazdeczki podarte, poszarpane, zmięte i rozesłane na podłodze. Wybrała kilka gałązek, które cudem jakimś ocalały, zaczepiwszy się o bramowanie kołdry. Gałązki te zatknęła za złoconą ramę obrazu Niepokalanego Poczęcia. Teraz jest już zadowoloną.
W dwa tygodnie po sprowadzeniu się Kaśki na nową służbę, weszła pani wieczorem do kuchni i, podając Kaśce znany nam list, nakazała jej wypełnić swe dawne zlecenie, to jest podać pismo panu, z dodatkiem, że przyniósł je posłaniec. Kaśka nie śmiała odmówić; wplątawszy się raz jeden w tę całą historję, nie mogła być nieposłuszną, i wieczorem, przy podawaniu samowaru, oddała list Budowskiemu, z tą wszakże różnicą, że dziś, na pytanie Budowskiego, powtórzyła jak echo: „Przyniósł posłaniec“.
Manewr powiódł się, a za krótką chwilę, wiarołomna żona opuszczała dom męża, aby oprzeć głowę na ramieniu kochanka. Towarzysząca jej, jak zwykle, Kaśka, dostrzegła we włosach Julji gałązkę bzu, wyjętą z poza ramki obrazka. Kaśka za żadne skarby nie zrobiłaby tego. Co należy do Boga, to już należy, a nikt nie ma prawa stroić się w kwiaty, w które przybrano groby i obrazy święte. Gdy dorożka uwiozła Julję, Kaśka stała długo pod murem kościoła, zamyślona, nie zważając na zaczepki przechodzących żołnierzy. Kiedy jeszcze była w domu, chodziła do kościoła uczyć się katechizmu i tam nasłuchała się nieraz bardzo ładnych historji, które ksiądz pięknie a powoli rozpowiadał. Między innemi, mówił on o zatwardziałym grzeszniku, który chciał zdjąć Panu Jezusowi złotą koronę, ozdobioną ślicznymi, czerwonymi kamieniami. Otóż, złoczyńca
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.