wybrał się w nocy i, przystawiwszy drabinkę, sięgnął po koronę, Ale Pan Jezus wyciągnął żelazne ramię, pochwycił rękę niegodziwca i nie chciał jej puścić. Ta piękna historja przejmowała Kaśkę strachem. A pani wzięła dziś gałązkę bzu z poza ramek.
Wróciwszy do domu, stanęła z panem do obrachunku, a ten wygłosił na zakończenie:
— Za bez nie liczę, bo wytrącę ci z pensji.
Kaśka doznała w tej chwili dziwnego ciśnienia „pod piersiami“. Trzy centy, toć to nie majątek... ale zawsze pieniądz, co piechotą nie chodzi; a potem ten bez poszedł i tak na marne! Nikt z niego nie użył — tylko trzy centy przepadły... Od tej chwili Kaśka nie kupowała nigdy kwiatów i omijała stragany, przeładowane różnobarwnem kwieciem. Kaśka pracowała po całych dniach. Nigdy spoczynku, nigdy wytchnienia! Był to wielki deptak, który ugniatała ciężkiemi stopami, pochylając kark pod jarzmem, włożonem na nią ręką fatalności. Powróciwszy, nastawiała obiad, starając się o ile możności ukraść trochę czasu dla przeprasowania spódnicy pani lub koszul pana. Drzewo wydawano jej kawałkami, bez względu na to, czy kawałki były mniejsze lub większe, lub czy potrawy potrzebowały do gotowania się dłuższego czasu. Często płakała Kaśka, widząc ogień pochłaniający ostatnie polano, podczas gdy ryż był jeszcze twardy i bielał na dnie garnuszka. Deski, podtrzymujące pościel na łóżku, stanowiły wtedy nadzwyczajny zasiłek, a raz nawet odważyła się Kaśka spalić stary szaflik, którego szczątki znalazła rozsypane w piwnicy.
Niska, ciemna kuchenka, przepełniona wonią cebuli, grzybów i nieświeżego masła, zdawała się być małym przedsionkiem piekła, w którym wszakże musiała żyć i pracować kobieta, złożona z tych samych cząstek, z jakich inne składają się kobiety. Młoda, zdrowa, tęga, oddawała wśród tych ciemności i gorąca całą swą siłę, a to wszystko za odrobinę lichej strawy, za kość od mięsa, którą dano jej dla ogryzienia, za czerstwą bułkę, znalezioną w kącie kredensu, i za wspaniałe wynagrodzenie kilku guldenów, które rzucano jej co kwartał,
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.