od sylabizowania tytułu, nazwiska wydawcy i właściciela drukarni.
Dopełniwszy tego aktu, przewraca kartkę, i przyciszonym szeptem, utykając, poprawiając się, krztusząc, wycierając nos, czyta co następuje: „Kobieta, ta połowa społeczeństwa, ów cel badań wieków i mędrców, cel uwielbień i uniesień — w istocie jednak rzeczy samej pozostała sfinksem dla ogółu, sfinksem dla siebie samej...“ Kaśka oddycha ciężko i urywa czytanie.
Niema nic o królowej, ani o świętych pańskich.
To pewnie będzie dalej — trzeba cierpliwie czytać, a historja przyjdzie sama. Tak raz już było, ona pamięta dobrze, — z początku niby nic, a później śliczności!...
— „Nietylko saint-simoniści, lecz i kobiety z wyższem wykształceniem, pisząc o emancypacji kobiet, podawały jako główny jej warunek...“.
Kaśka ociera spocone czoło i poprawia się z determinacją na krześle.
Spociła się a przecież historji nie znalazła. Mimo to czyta dalej, jęcząc, stękając, wykrzywiając usta; nakoniec zmęczona fizycznie i moralnie, z wyrazem najwyższego zniechęcenia opuszcza książkę, a głowę pochyla na piersi.
Miły Boże! jakaż ona głupia!
Czyta od godziny, aż śmiertelne poty na nią występują, a przecież nic zrozumieć nie może. Przychodzą takie słowa, jakich ona jako żywo nigdy nie słyszała! Jakaś „ulekczycielka“ — Kaśka wymówić nawet porządnie nie może, bo język się jej zwija. Pani się pytać nie śmie. Niedość, że prosiła o książkę, a pani w nieprzebranej swej dobroci uczyniła zadość jej życzeniu, jeszcze będzie niepokoić panią dlatego, że w ciemnocie swojej zrozumieć nie może, „dlaczego saint-simoniści podawali jako główny warunek rozwoju emancypacji zniesienie małżeństwa“.
A przecież, czytając o dobrej królowej i o miłosiernym świętym, rozumiała każde słowo, nawet płakała nad losem maluchnych sierotek, pozostawionych w jakimś ciemnym, brudnym kącie i umierających z głodu. Szkoda, że pani takich książek nie ma; to zaraz inaczej
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.