zawiniła względem Rózi — wie tylko, że straciła jedyną przyjaciółkę. O! teraz może zdechnąć z żalu, a nie będzie się miała nawet przed kim poskarżyć. Rózia młodą dziewczynką pracowała z Kaśką w jednej fabryce, oddychały tymi samymi szkodliwymi miazmatami, przepełniającymi wnętrze fabrycznego budynku; nad wieczorem wracały razem, depcąc bruk przedmieścia, — i Kaśka szczerze przywiązaną była do swej przyjaciółki. Tyle lat żyły w zgodzie, przychodząc sobie z pomocą! aż tu mężczyzna stanął na drodze i poróżnił je, nie wiadomo nawet właściwie, z jakiego powodu. I Kaśka idzie, tłumiąc w sobie jeszcze jeden żal więcej do tych „chłopów“, którzy wiecznie i wszędzie stają się przyczyną jej utrapienia. Powoli wszakże refleksje przychodzą jej do głowy.
Dlaczego Rózia mówiła, że ona, to jest Kaśka, chce zabrać sobie Feliksa? Wszak to on napadł na nią, gdy siedziała na brzegu kuferka, cerując pończochę. Wygadywał wtedy na Rózię, że stara, że do niczego, a potem chciał ją wziąć za rękę i zaczął się bawić w „komplimenta“. Och! ona pamięta dobrze, jak to było, — bo przecież wtedy tak ją zdusiło, że się rozpłakała, nie dokończyła rozpoczętej roboty, wrzuciła pończochę wraz z igłą do kuferka i zaczęła się zbierać, śpiesząc się bardzo. A dzisiaj Rózia napada na nią, wymyśla, jakby to Kaśka była winna! Przecież powinna wiedzieć, że ona za mężczyznami nie patrzy, a na Feliksa nigdy się nie obzierała, nawet wtedy, gdy razem mieszkali. Zresztą, co cudze, to święte. Odebrać drugiej czy męża, czy kochanka, to tyle, co ukraść, a ona jeszcze nic w swem życiu nie ukradła.
Teraz, doprawdy, nie wie, gdzie iść i co ma zrobić ze sobą. Liczyła na Rózię, ale zawiodła ją ta rachuba. Błąkać się dalej po ulicy — i nudno i smutno. Wszyscy się prowadzą razem — ona jedna idzie jak pies, który nie ma pana. Przytem smutek jej piersi rozrywa, — ta Rózia ma język niepoczciwy!... nazwała ją... ach! Kaśka pomyśleć o tem spokojnie nie może.
Najlepiej zrobi, gdy pójdzie do kościoła. Odkąd jest w nowej służbie, wiecznie się śpieszy, nie ma czasu i wpada tam tylko na dorywkę. Kto z Bogiem,
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.