kupić trzeba, bo podeszwa odłazi, szewc już drugi raz zelować nie chce. Przytem pani ją przymusza do kłamstwa; ona, prawdziwie, nie chciałaby grzeszyć, ale pani grozi i mówi do niej tak poczciwie... Potem znów z tym Janem. Ot, po prostu uwziął się na nią; może się gniewa, że wtedy na schodach nie pozwoliła się pocałować. Ależ Najświętsza Panienka nie lubi nieskromnych dziewczyn i gniewa się na te, które się źle prowadzą. Zresztą, to jeszcze nie racja, aby z powodu odmówionego całusa drwić z niej wobec innych dziewczyn... Ona nigdy nie śmiałaby się z niego, nawet gdyby rzeczywiście zrobił coś głupiego. Drwić z bliźnich się nie godzi... a Jan jest przecież jej bliźnim. Nawet gdyby mu się jakieś nieszczęście przytrafiło, to ona oddałaby całe swoje mienie, pensję kwartalną, ażeby tylko go dźwignąć z biedy. Sama wtedy chodziłaby boso, ale Jan wiedziałby, że ma do czynienia z poczciwą dziewczyną, z której drwić się nie godzi.
I klęcząc tak w wilgotnym mroku kościoła, Kaśka rozpościera przed Matką Bożą, kryjącą się w cieniu, wszystkie swoje żale i utrapienia serdeczne. Święcąca blacha błyska tylko srebrnem światełkiem, odbijając promienie lampki, płonącej u stóp obrazu. Kaśka płacze rzewnie, obcierając łzy ręką i pociągając nosem z powodu braku koniecznej w takim wypadku chustki do nosa. Dokoła niej inne kobiety rozkładają swą drobną, powszednią nędzę, licząc wśród ciężkich westchnień utrapienia nędznego i trywjalnego życia. Niedostatek materjalny i dziwnie chwilami poziome moralne troski dźwięczą w tych skargach, szeptanych półgłosem i niknących wśród wilgoci, wyziewanej ze zczerniałych murów świątyni. Nawet wielki ołtarz ze swemi złoconemi kolumnami ginie w cieniu i tylko jeszcze krzyż szarzeje w niepewnem świetle, wznosząc triumfalnie swe proste, równe linje.
Kaśka ocknęła się z zadumy i obejrzała się dokoła.
Zapadłe cienie przeraziły ją. Ukołysana spokojem, panującym wewnątrz budynku, przeklęczała tak kilka godzin, nie troszcząc się o obowiązki służbowe. Musi być już późno, państwo czekać będą na samowar, a ona zapomniała powrócić na czas.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.