żących do przyczepiania naczyń kuchennych. Kaśka podniosła głowę i przymrużonemi oczami wpatrywała się w szmat nieba, bielejącego poza małym otworem okienka. Na twarzy dziewczyny bezsenność i znużenie zaczynały już zostawiać ślady. Oczy czerwone, krwią nabiegłe przymykały się mimowoli, jakby nadwerężone od bezustannego natężenia. Pod skórą przewijały się żółtawe pasma, walcząc jeszcze z purpurą krwi, którą młode ciało tylko wytwarzać umie. Były to ledwo dostrzegalne ślady złego odżywiania i braku koniecznego spoczynku. Widocznie organizm zużył zasób sił, w których czerpał swą czerstwość, i potrzebował pomocy.
Pomoc jednak ta nie przybywała, bo któż bada ślady znużenia na twarzy służącej? Maszynę do szycia napuszcza się od czasu do czasu oliwą i oddaje do reperacji, — ale to rzecz inna. Maszyny zepsutej odmienić nie można, trzeba nabyć nową i to za drogie pieniądze. Schorowanej sługi pozbyć się łatwo, — setki innych czekają, dla zajęcia opróżnionej służby...
Kaśka przecież nie dręczy się takiemi drobnostkami. Wie, że pracować musi, bo jest do tego stworzona. Dziś czuje się nawet szczęśliwą, a sumienie zagłuszyło rodzące się w jej sercu przywiązanie do Jana. Skądżeby wzięła na krochmal i mydło? Wolałaby wcale nie iść na „szpacer“ — niż wyjść jak brudas. A przecież ten „szpacer“ — to cała jej rozrywka, o której myśli całe trzy tygodnie!... Patrząc na swoją sztywną sukienkę, na czyściuchną spódniczkę i koszulę, nie żałuje ukradzionych pieniędzy.
Mój Boże!... te kilka centów pana nie zubożą, a jej dały możność wystąpienia porządnie przed Janem.
Tylko ten kapelusz!...
∗ ∗
∗ |
— Wielkie okazy! zwierzęta z krajów azjatycko-amerykańskich, lesiste poczwary, tygrysy ogoniaste, komgury workowate! Wielmożna publiczność, proszę do środka! Wąż Boa, trzy łokcie wokrąg mający, w tej chwili karmienie padliną, antre dziesięć grajcar, dzieci i żołnierze połowę...