główną część jej istoty. Jan nie zasypiał przecież sprawy. Z całą przebiegłością ulicznego uwodziciela usiłował oplątać dziewczynę i namówić do złego. Ale ona trzymała się ostro, odpowiadając zawsze — nie, pełna pomimo tego chęci osunięcia się w ramiona mężczyzny, który pierwszy w życiu robił na niej silne wrażenie. Nieraz, gdy spotkał ją na strychu lub w korytarzu, prowadzącym do piwnic, usiłował przytrzymać ją gwałtem, — ona patrzyła mu wtedy prosto w oczy i jednym ruchem ręki odsuwała się do ściany, torując sobie wolne przejście.
Nie! ona nie mogła tak upaść, jak Marynka lub inne dziewczęta. Napatrzyła się nieraz w fabryce, jak wychodziły na podobnych zabawkach jej towarzyszki. Schodziły na poniewierkę i robotnicy dobrego słowa nie dali takim kobietom.
Gdyby zechciał wziąć ją za żonę!
Kaśka nie wspomina o tem nigdy, a przecież wie, że byłaby wtedy zupełnie szczęśliwą. Mieszkaliby pod jednym dachem, a ona mogłaby brać bieliznę do prania. Nie przysporzyłaby mu kłopotu, ba, i na dzieci zapracowaćby mogła.
Jan przecież jest przeciwnym małżeństwu. Kaśka wie o tem dobrze. Wszakże nie zapomni nigdy, jak wyśmiewał się z niej pierwszego wieczoru, gdy ją spotkał przed bramą. Pytał ją, czy zechce czekać na „ślubnego“, — jakże można nawet myśleć, aby on sam chciał być tym „ślubnym“.
I Kaśka w swem szczęściu czuje się bardzo nieszczęśliwą. Wie przecież, że mężczyzna łatwo się zrazić może, skoro kobieta uwodzi go zbyt długo, a ta sama myśl, że Jan gotów odwrócić się od niej i stać się znów jej wrogiem, napełnia ją rozpaczą nieokreśloną.
Powoli cała służba, zamieszkująca kamienicę, nie mając teraz poparcia w złośliwości Jana, przestaje dokuczać Kaśce. Teraz tylko szepczą na boku, podglądając z ciekawością jej stosunek ze stróżem. Tylko jedna Marynka pozostaje otwartym wrogiem „tłumoka“ i usiłuje choć w ten sposób okazać swą pogardę dla swej następczyni.
Kaśka stara się wszystkie te zaczepki pomijać mil-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.