czeniem. Nie odpowiada wcale na złośliwe docinki, których jej Marynka nie szczędzi. Szybko przechodzi mimo, udając, że nic nie słyszy.
Stan ten jednak nie mógł długo potrwać; stanowisko Jana pomiędzy temi dwiema kobietami zaczynało wymagać jakiejś interwencji — i ta nastąpiła niebawem. Jan zajął się Kaśką nie na żarty. Opór dziewczyny drażnił go i podniecał jego grubą, trywjalną naturę. Wobec łatwo upadających kobiet, z któremi miał do tej chwili do czynienia, Kaśka była zjawiskiem niezwykłem. Żadne wypróbowane już przez niego fortele i sztuczki nie osiągały celu. Odmawiała ciągle, pomimo że drżała jak w febrze. Jan widział dobrze, co się z nią działo, i liczył na tę wrażliwość, ale wprędce zrozumiał, że zawiódł się i że nic nie zdoła skłonić Kaśki do zostania jego kochanką.
Rozumiał przecież, dlaczego się opiera. Powiedziała mu to wyraźnie owego wieczoru, gdy spotkali się przed bramą.
Chciała zostać żoną i tylko czepek mężatki mógł ugiąć jej głowę, którą teraz tak wysoko nosiła. Ba! ale Jan nie chciał się żenić — uważał to za głupstwo.
Studenci, u których posługiwał, mówili nieraz bardzo rozumnie, że mądry człowiek nigdy nie powinien przykuwać się do jednej kobiety.
Jan nasłuchał się takich opowiadań i teraz wie, czego się trzymać. Baba prędko się starzeje i brzydnie, a potem ani rusz odczepić się od „ślubnej“ nie można, Kochanka — to co innego.
Skoro się sprzykrzy, to się ją porzuca. Jeśli awantury robi, od czego kułak lub miotła? Zawszeć sobie z kochanką poradzić można.
Chwilami więc Jan szedł po rozum do głowy i przestawał starać się o względy Kaśki. Udawał zajętego pracą i nie zaczepił jej, gdy przechodziła koło niego przez dziedziniec. Ale nie mógł się oprzeć pokusie, aby nie spojrzeć na tę rosłą, tęgą kobietę, tak dobrze i mocno zbudowaną, która z szelestem czystych spódnic przesuwała się koło niego. Wzrok jego z rozkoszą zatrzymywał się na czystej linji jej karku, który pokrywały
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.