Gdyby mógł odebrałby jej teraz te świecidełka: wielki ma żal do siebie, że się dał „wziąć na kawał“. Och! ona umiała „naciągać“ ta nic dobrego! Dlaczego Kaśka nigdy nie zażąda nic od niego? Jej chętnie kupiłby niejednę rzecz piękną, gdyby tylko się namyśliła i nie odpychała go ciągle. To przynajmniej byłoby warto, ale Marynka!...
Pewnego popołudnia zauważył Jan, że Kaśka musiała skończyć zwykłe tygodniowe pranie i z pewnością koło piątej pójdzie na strych wieszać bieliznę.
Rzeczywiście, przyszedłszy pod pozorem obejrzenia zepsutego dachu, zastał Kaśkę, która przyniosła cały kosz mokrej zupełnie bielizny, a postawiwszy go na ziemi, czerwonemi i wilgotnemi jeszcze rękami przymocowywała sznury do wystających naukos belek.
Strych był dość obszerny i podzielony drewnianemi sztachetkami na kilka oddziałów. Każdy lokator miał swój własny oddział, który zamykał na kłódkę. I Budowscy, jakkolwiek niewielkie zajmowali mieszkanie, mieli także oddzielną klatkę, dość widną, bo opatrzoną właśnie okienkiem, wychodzącem na dachy. Zdawało się, że rozpalona blacha dachu przesyła w głąb domu swe gorąco. Kaśka oddychała ciężko, a pot kroplami spływał jej z czoła. Chwilami krew zalewała jej mózg i odbierała przytomność. Jednę z mokrych chusteczek położyła na wierzchu głowy, pragnąc ulżyć sobie i ochłodzić się trochę.
Gdy przymocowywała sznury, dostrzegła wchodzącego Jana. Była pewną, że przyjdzie; nie zdziwiła się wcale, przywitała go uprzejmie i rozpoczęła wieszanie bielizny. Śpieszyć się musiała... pani dziś wieczór miała iść na schadzkę, dlatego samowar musiał być wcześniej podany.
Jan udał się na przeciwległy koniec strychu, udając niezmiernie zajętego ważnością naprawy owego popsutego dachu. Stały tam kufry pani hrabiny i woda lała się wprost na nie, tak przynajmniej mówiła wczoraj kucharka. I podnosząc głos, opowiadał Kaśce o rozmiarze owej szczeliny, jaka pozostała w świeżo naprawionym dachu.
Kaśka, zajęta bielizną, przyznaje mu słuszność
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.