Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Dlaczego?
Kaśka tego zrozumieć nie może.
Wie tylko, że chce uciec jaknajprędzej od nienawistnego sobie człowieka. Uszedłszy kilka kroków, potrąca jakąś dziewczynę, stojącą niedaleko miejsca, na którem przed chwilą rozmawiała z kochankiem swej pani. Ponieważ powóz jeszcze nie ruszył, gdyż zawiedziony podwójnie w swych nadziejach załatwia rachunek z woźnicą, — smuga światła, bijąca z latarni oświetla dostatecznie potrąconą przez Kaśkę kobietę.
Jest-to Marynka, idąca z koneweczką po wodę do bliskiego wodociągu. Kto wie, może owa konewka to tylko pozór dla śledzenia Kaśki...
Ta ostatnia wszakże nie rozumuje i nie podejrzywa Marynki o zamiary podpatrywania jej czynności. Przechodzi mimo, cała zmieszana jeszcze dziwną propozycją i napaścią, jakiej doznała. Nie! ona tego nigdy swej pani nie opowie. Ta biedna poczciwa pani zmartwiłaby się z pewnością. Mój Boże, przecież Jan jeszcze dla niej niczem nie jest i poprostu nie ma do niego żadnego prawa, a mimo to byłaby szczerze zgryziona, gdyby się dowiedziała, że inną dziewczynę zaczepiał. Nawet na tę myśl dostaje zawrotu głowy i o mało nie wpada pod koła nadjeżdżającej dorożki. Stanowczo — kocha się w nim! ot, nowa bieda do jej utrapień. I po co jej było wdawać się w takie awantury? Teraz ani go z serca wygryść. Wpił się głęboko, jak pijawka.
Kaśka tylko o nim ciągle myśli i chodzi poprostu jak bez głowy... Biednej dziewczynie, jak ona, nie do kochania. To zawsze prowadzi albo do płaczu, albo do grzechu.
I Kaśka zatrzymuje się na ulicy, czując w oczach łzy, które powoli zaczynają jej ściekać po policzkach. Owszem, niech się wypłacze, może jej lżej choć trochę będzie, bo teraz ma tyle smutku w gardle, że ją mało nie udusi.
Opiera głowę o mur kamienicy i stoi tak długą chwilę, potrącana przez przechodniów. Czegóż im stoi na drodze ta wielka i barczysta? Zabiera sobą z pół chodnika.
Może pijana?