dzaju gadaniny. Ona wie, że pani jest bardzo dobrą, i dla niej chętnieby w piekło skoczyła. Teraz tylko chodzi jej o przyzwoite przyjęcie Jana, tak, ażeby nabrał o niej dobrego wyobrażenia. Marcepanów przed nim nie postawi, ale „koszykowe“ pozwala jej na małe zbytki.
Kawałek salcesonu, krwawej kiszki lub wreszcie para pięknych świeżych kiełbasek pojawia się zwykle przed Janem. Przytem, odkąd pan leży, Kaśka zasypuje sama herbatę, pokazując zawsze dno czajnika, aby Budowski mógł sprawdzić, czy nie zawielką ilość użyła. Nie przeszkadza to przecież dosypać powtórnie, powracając z sypialni, — tego pan kontrolować nie może.
Marzenie więc Kaśki spełnione.
Owej niedzieli, którą tak smutnie spędziła, włócząc się sama po ulicach miasta i siedząc skurzona w kościele, marzyła o porządnym człowieku, który, usiadłszy koło stołu, rozmawiałby z nią życzliwie i w ten sposób życie znośniejszem uczynił.
W nadmiarze swego zuchwalstwa pragnęła, aby ten człowiek miał rysy i postać Jana! Dziś — marzenie jej spełnione; oto Jan sam we własnej osobie siedzi, oparty o stół, zastawiony brudnem naczyniem, i kręcąc gałeczki z chleba, rzuca niemi na uszczęśliwioną Kaśkę. Ona, zaczerwieniona, świecąca cała od potu, z rękawami zawiniętemi, krząta się po ciasnej kuchence, szorując właśnie szaflik, napozór zajęta robotą, ale wpatrzona w Jana jak w tęczę.
W kuchni nie boi się żadnej napaści z jego strony. Bliska obecność państwa ratuje ją. Jan nie spróbował nawet żadnej ze zwykłych sobie zaczepek. Rzuca na nią od czasu do czasu gałeczkami z chleba, lub schwyciwszy kropidło, skrapia ją obficie wodą, ale Kaśka zna się na żartach i wie, co znaczą podobne figle. Ona tylko boi się ciemnych kątów, w których siły zupełnie ją odbiegają.
Tu, przy świetle, koło pani, jest silna i pewna siebie. Dlatego nawet uśmiecha się częściej i staje się zalotną. Jan pochwalił jej ręce, czerwone, grube, pokryte lśniącą skórą.
Powiedział, że lubi takie „łapska”, bo to zdrowie
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.