innego mężczyznę, odprawi ją i da jej w dodatku najgorsze świadectwo.
Zapewne — pan miałby rację, gdyby ona chciała przyjmować jakiego ułana lub pompiera — to wcale nieładnie i dom posponuje, ale Jan, taki uczciwy i przyzwoity mężczyzna, nie krzywdzi kuchni, w której siedzi.
Zresztą, panu dobrze w pokoju, bo ma panią i może z nią porozmawiać i posłyszeć dobre słowo, ale Kaśce bardzo smutno w tej ciemnej kuchence, pomiędzy balją i garnkami.
Teraz będzie musiała znów po schodach i piwnicach widywać się z Janem, a ona się tych ciemnych kątów lęka. W kuchni było tak miło gawędzić we dwoje, wieczory upływały niewiadomo kiedy.
Teraz będzie inaczej...
I Kaśka, szczerze zmartwiona, opiera głowę o kratę okienka i stoi tak długo z przymkniętemi oczami. Cały dzień pracuje tak ciężko! Dlaczego w wieczór nie może rozerwać się przyzwoicie?
Deszcz z suchym łoskotem spada na dach i w przygłuszonym szmerze spływa do rynny. Na dworze ściele się smutna słota jesienna, wiodąca za sobą plusk błota i kaszel suchotników. Kaśka stoi smutna i zgnębiona jakby przeczuwając, że razem z tą chmurną jesienią ulatuje od niej jaśniejsza dola, a spływa ciężka, czarna godzina, tak czarna, jak ta noc jesienna, siekąca ziemię zimnym, niezdrowym deszczem.
Powoli Budowski podniósł się z choroby i powrócił do dawnych swoich zajęć. Schudł tylko jeszcze więcej, zżółkł, a skóra na czaszce porysowała się w dziwaczne fałdy. Mimo nadmiernego osłabienia, ujął w swe ręce ster rządów domowych, starając się oszczędnością, posuniętą do możliwych granic, wyrównać szczerby, powstałe wskutek jego choroby. Dla Kaśki przecież było to rzeczą obojętną. Słoty jesienne nie pozwalały marzyć nawet o niedzielnych spacerach, a widywanie się z Janem na schodach lub przed bramą nie pociągało za sobą żadnych wydatków.
Jesli kradła, czyniła to więcej dla Julji, która od czasu choroby męża zużywała podwójną ilość pachnideł, a tem samem potrzebowała znacznie więcej pienię-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.